Rafałowi Trzaskowskiemu nie idzie najlepiej. Arytmetyka wyborcza przemawia przeciwko niemu. Ale nic nie jest jeszcze przesądzone. Może uda się jeszcze podnieść frekwencję w dużych miastach. Może część młodzieży, która głosowała na Sławomira Mentzena, a zwłaszcza na Adriana Zandberga, przeniesie swoje głosy na prezydenta Warszawy bądź w ogóle nie pójdzie na drugą turę.
Przydałby się gejmczendżer
Tak czy inaczej, sytuacja jest poważna i trzeba, jak to się mówi, zmienić dynamikę kampanii. Niezbędne jest podniesienie temperatury i zagrzanie elektoratu do udziału w drugiej turze. Ogólnie musi się „dziać”. Temu służą zapowiedzi rekonstrukcji rządu po wyborach i ekscytujące plotki, że posadę ministerialną mógłby stracić Adam Bodnar, a zyskać Adrian Zandberg (już się od tego odciął).
Przydałby się również jakiś gejmczendżer w stylu afery z kawalerką. Nie wiemy, czy sztab Trzaskowskiego ma coś w zanadrzu, przypuszczalnie tak. W kampanię postanowił bowiem włączyć się sam Donald Tusk, a jego wypowiedzi każą się domyślać, że generalnie nie będzie to udział „wiecowy” (to premierowi nawet nie wypada, choć zapewne niedzielnego marszu w Warszawie nie odpuści), lecz mocne uderzenie w tarabany moralnego gniewu poprzez wypowiedzi dla mediów.
Taki charakter mają wystąpienia inaugurujące aktywność Tuska na ostatniej prostej kampanii. We wtorek, gdy Nawrocki zadeklarował zgodę na „ósemkę Mentzena”, Tusk zamieścił na X taki oto wpis: „Pierwszym i najważniejszym żądaniem Putina wobec Ukrainy i Zachodu jest zakaz przystąpienia Ukrainy do NATO. Nawrocki właśnie podpisał się ochoczo pod tym postulatem. Następnym będzie kapitulacja i podział Ukrainy. Też się podpisze. Śmiertelnie niebezpieczne dla Polski”.
Polacy aż tak bardzo nie interesują się ewentualnym wstąpieniem Ukrainy do NATO, jednakże możemy się spodziewać kolejnych wypowiedzi premiera ostrzegających przed skutkami moralnymi i politycznymi zwycięstwa Nawrockiego, nawiązującymi do bardziej bulwersujących faktów niż podpisanie przez niego postulatów Mentzena. Spektakularne było środowe wystąpienie Tuska w Sejmie podczas debaty nad przedłużeniem zawieszenia prawa do azylu (w związku z sytuacją na granicy polsko-białoruskiej). „Panie Jarosławie Kaczyński, wiem, że ciebie nie interesuje kwestia migracji, bo masz brudne sumienie; że się wstydziłeś przyjść dzisiaj na tę salę, ale pozwoliłeś sobie na wystawienie kandydata, który w sposób najbardziej ponury potwierdza tę waszą paskudną ideologię: kasa ponad wszystko! Polskę sprzedamy, byleby zarobić i się dorobić”.
Tego samego dnia Tusk udzielił też wywiadu TVP, mówiąc, że celem prezydentury Nawrockiego będzie „robienie nieustannego bałaganu i konfliktu politycznego”, aby utorować PiS powrót do władzy.
Tusk nie ma wyjścia
Prawdopodobnie wielu młodych wyborców nie do końca rozumie, że wygrana Karola Nawrockiego dramatycznie uprawdopodobni powrót PiS do władzy, czego na ogół wcale sobie nie życzą. Dlatego słuszne i potrzebne, aczkolwiek jakoś też już zużyte „straszenie PiS-em” ma powrócić do arsenału argumentów w końcówce kampanii Rafała Trzaskowskiego. Jednakże czy Tusk ma jeszcze jakąś inną rolę do odegrania niż przypominanie, czym grozi powrót PiS do władzy?
Udział Donalda Tuska w kampanii Rafała Trzaskowskiego jest raczej awaryjny. Gdyby wynik pierwszej tury był taki, jaki przewidywały sondaże, czyli dawał ok. 5-proc. przewagę nad Karolem Nawrockim, Tuska pewnie nie widzielibyśmy już w kampanii. W powstałej sytuacji nie ma wyjścia. To przecież on był autorem „cudu 15 października” i to on może przemienić go w „cud 1 czerwca”. I wszystko byłoby jeszcze w miarę dobrze, gdyby nie zużycie rządu i spadek jego popularności. Zresztą nie tylko rząd nie budzi entuzjazmu, lecz również sam premier ma rosnącą rzeszę niechętnych sobie obywateli.
Dlatego tak ważne jest, aby Polacy usłyszeli od premiera, że w tych wyborach nie chodzi o to, kto lubi, a kto nie lubi Donalda Tuska i jego rząd, lecz o to, czy Polska utrzyma się na kursie praworządnego państwa prawa i członka Unii Europejskiej, czy też stanie się łupem typów spod ciemnej gwiazdy.
W najbliższych dniach możemy się spodziewać najbrutalniejszych ciosów, najgrubszych armat i najdzikszego jazgotu. W tym zgiełku, kipiącym od nienawiści, głos premiera – jeśli ma się przebić – musi wybrzmieć jak dzwon Zygmunta.