Rafałowi Trzaskowskiemu nie idzie najlepiej. Arytmetyka wyborcza przemawia przeciwko niemu. Ale nic nie jest jeszcze przesądzone. Może uda się jeszcze podnieść frekwencję w dużych miastach. Może część młodzieży, która głosowała na Sławomira Mentzena, a zwłaszcza na Adriana Zandberga, przeniesie swoje głosy na prezydenta Warszawy bądź w ogóle nie pójdzie na drugą turę.
Przydałby się gejmczendżer
Tak czy inaczej, sytuacja jest poważna i trzeba, jak to się mówi, zmienić dynamikę kampanii. Niezbędne jest podniesienie temperatury i zagrzanie elektoratu do udziału w drugiej turze. Ogólnie musi się „dziać”. Temu służą zapowiedzi rekonstrukcji rządu po wyborach i ekscytujące plotki, że posadę ministerialną mógłby stracić Adam Bodnar, a zyskać Adrian Zandberg (już się od tego odciął).
Przydałby się również jakiś gejmczendżer w stylu afery z kawalerką. Nie wiemy, czy sztab Trzaskowskiego ma coś w zanadrzu, przypuszczalnie tak. W kampanię postanowił bowiem włączyć się sam Donald Tusk, a jego wypowiedzi każą się domyślać, że generalnie nie będzie to udział „wiecowy” (to premierowi nawet nie wypada, choć zapewne niedzielnego marszu w Warszawie nie odpuści), lecz mocne uderzenie w tarabany moralnego gniewu poprzez wypowiedzi dla mediów.
Taki charakter mają wystąpienia inaugurujące aktywność Tuska na ostatniej prostej kampanii. We wtorek, gdy Nawrocki zadeklarował zgodę na „ósemkę Mentzena”, Tusk zamieścił na X taki oto wpis: „Pierwszym i najważniejszym żądaniem Putina wobec Ukrainy i Zachodu jest zakaz przystąpienia Ukrainy do NATO.