Przed nami polityczny spektakl pod hasłem rekonstrukcji rządu. W środę czeka nas głosowanie nad wotum zaufania, nowe exposé wygłosi premier Donald Tusk, a liderzy koalicji renegocjują umowę podpisaną w 2023 r. Na wierzch wychodzą przy okazji problemy znane od początku kadencji: komunikacja poprzez media (i social media), emocjonalne spory, polityka dostosowywana do potrzeb chwili. Rząd potrzebuje innego scenariusza. Gdyby jego autorem był Olaf Lubaszenko, tytuł brzmiałby „Chłopaki, nie płaczcie”, a Laska sugerowałby konieczność odpowiedzi na trzy bardzo ważne pytania.
Premier Rafał Trzaskowski?
Czy prezydent stolicy powinien wejść do rządu? Rafał Trzaskowski przegrał wybory, ale uzyskał poparcie przekraczające 10 mln głosów i stał się politykiem strony rządowej z największym społecznym mandatem. Po raz drugi, bo podobny wynik uzyskał w 2020 r. Kandydata KO poparli – z większym lub mniejszym przekonaniem – wyborcy wszystkich sił koalicyjnych, Lewicy Razem i nieliczni zwolennicy Konfederacji. W polityce należy tworzyć opowieść i nadawać ton, a dziś nikt poza Trzaskowskim nie ma do tego lepszych papierów.
Oczywiście premierem nie zostanie – to opowieść tyleż sensacyjna, co fikcyjna. Najcięższym zawodnikiem w ringu wciąż jest Donald Tusk i dopóki czynnie działa w polskiej polityce, trudno sobie wyobrazić, by oddał czapkę kapitańską jednemu z bosmanów. Wycofanie się z rządu na stanowisko jedynie szefa Platformy pachniałoby bujdą znaną z PiS, gdy prezes Jarosław Kaczyński kierował pojazdem z tylnego siedzenia.
To jakby mieć dwóch świetnych napastników, ale grać w ustawieniu z jednym.