Prezes się cieszy
PiS triumfuje i kalkuluje. Na styku z Konfederacją sytuacja jest mocno skomplikowana
Z partii, która ledwie półtora roku temu straciła władzę, dobiegł zbiorowy oddech ulgi, a potem ryk radości. Posłowie PiS we wtorek rano na widok sztabowca Rafała Trzaskowskiego Sławomira Nitrasa zaczęli ironicznie bić brawo i skandować jego imię. Do innego sztabowca – Patryka Jaskulskiego, znanego z występów na wiecach prezydenta Warszawy – pokrzykiwali: „Gdzie megafon?”.
Ulga jest zrozumiała. W partyjnych szeregach nie było pewności zwycięstwa, długo tliły się obawy, że Platformie uda się jednak „domknąć system”. Przez większość kampanii to Trzaskowski miał wyraźną przewagę w sondażach, a Nawrocki ze swej strony dbał o to, żeby PiS nie poczuło się zbyt pewnie. – Miałem parę chwil zwątpienia. Zdrętwiałem oczywiście, gdy nasz obywatelski kandydat nazwał się „decyzją prezesa” na konwencji w Łodzi. Drugi moment to wzięcie snusa w czasie finałowej debaty z Trzaskowskim. Z większych rzeczy naprawdę bolesna okazała się jedynie sprawa z kawalerką, to nas prawdopodobnie kosztowało porażkę w pierwszej turze. Pozostałe publikacje już Nawrockiemu nie zaszkodziły – wspomina ważny polityk PiS.
Rozkład głosów w pierwszej turze był korzystny dla Nawrockiego z uwagi na przewagę kandydatów antyrządowej prawicy. Kandydat PiS stał się faworytem wyścigu, ale nawet na dwa dni przed drugą turą jeden z posłów powątpiewał w jego zwycięstwo: – Frekwencja podskoczy do 74–75 proc. i to będą ci wyborcy, których zmobilizuje przekaz o „gangusie w Pałacu”. Minimalnie przegramy.
Jak to się skończyło, wiemy, Trzaskowski czuł się prezydentem przez niecałe dwie godziny, ostatecznie Nawrocki wygrał o prawie 2 pkt i ok. 370 tys. głosów. Nowi wyborcy, którzy nie głosowali w pierwszej turze, podzielili się niemal po równo, co pozwoliło kandydatowi PiS utrzymać przewagę, którą mimo drugiego miejsca uzyskał 18 maja dzięki sukcesom Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna.