Finansowa pętla na zbrojeniach zaraz zacznie się zaciskać. Jak uniknąć katastrofy?
Pieniędzy na obronę mamy mnóstwo, a bezpieczeństwo Polski nie ma ceny – przekonuje nas kolejna ekipa rządząca. Zakupy zbrojeniowe mają jednak konkretny i policzalny koszt, choć nie zawsze w pełni ujawniany opinii publicznej. Zwłaszcza gdy realizowane są na kredyt, taki czy inny. Wtedy należy doliczyć odsetki i opłaty manipulacyjne, czyli ten drobny druczek, którego tak bardzo nie chce nam się czytać, gdy kupujemy pralkę, smartfon czy samochód. Im większy wydatek, tym uważniej czytamy, ile tak naprawdę będzie nas kosztował w całości, po wszystkich ratach i opłatach. Miesiącami analizujemy, gdy zadłużać przychodzi się na dekady przy kredytach na mieszkanie. Tygodnie spędzamy na porównaniu dostępnych instrumentów, by nie było niejasności, niespodzianek – a zwłaszcza dodatkowych, nieprzewidzianych kosztów.
Budżet państwa rządzi się innymi prawami niż ten domowy, ale zasada przezorności i dokładności powinna łączyć oba. Wygląda na to, że przy konstruowaniu bardzo ważnego instrumentu kredytowego, przez który zadłużamy się na dekady w bezdyskusyjnie słusznym i strategicznie ważnym celu wzmocnienia bezpieczeństwa militarnego, ktoś coś przeoczył lub zaniedbał.
Polska „wielka piękna ustawa”
„Wadliwe zaprojektowanie tego instrumentu może negatywnie wpłynąć na podstawowy cel jego utworzenia, jakim było przyspieszenie modernizacji Sił Zbrojnych” – pisze w dokumencie dla Sejmu NIK i jest to zdanie, jakiego do tej pory nie napisała żadna publiczna instytucja o Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych, pozabudżetowym, ale większym od budżetu MON źródle finansowania zakupów uzbrojenia.