Przywykło się określać kompetencje głowy państwa w polskim systemie jako „władzę blokującą”. Takie też ma w zakresie bezpieczeństwa i obronności. Ale system daje prezydentowi wiele narzędzi „władzy aktywnej”, by pasywny czas pokoju wykorzystywał do przygotowania się do roli historycznej, ostatecznej i głównej: kierowania obroną państwa w czasie wojny. Robić to ma, wedle ustawy, „we współdziałaniu” z Radą Ministrów i „poprzez” ministra obrony narodowej.
Ale co zrobi, by to współdziałanie ukształtować i przygotować się do obrony, w znacznym stopniu zależy od indywidualnego podejścia konkretnej osoby na najwyższym urzędzie w kraju. Karol Nawrocki zapowiedział więc „aktywne zwierzchnictwo” nad siłami zbrojnymi, a w szerszym zakresie mówił też o „zagonieniu rządu do roboty”. To, kogo powołał do kierownictwa BBN, sugeruje kierunki tej aktywności, tego blokowania, tego gonienia – ale i wstrzymywania, gdyby MON i rząd chciały się wysforować poza „misję i wizję” nowego prezydenta.
Cenckiewicz ulepiony z innej gliny
Postać prof. Sławomira Cenckiewicza może na wiele sposobów zmienić pozycję i rolę szefa BBN w polskiej debacie publicznej i politycznej. Wiemy, jak radykalne ma poglądy, wiemy, że nie waha się użyć ostrego języka. To były cechy wcześniej niespotykane u szefów BBN, uchodzących za ostoję spokojnej, wyważonej i merytorycznej opinii na tematy strategiczne, którym polityczna zajadłość wyłącznie szkodzi.
Nawet za czasów Andrzeja Dudy, w sporze z Antonim Macierewiczem, to prezydent jako podmiot polityczny brał na siebie najostrzejszą krytykę działań ministra („ubeckie metody”), a