Afera KPO. Cofanie się prowadzi do politycznej trumny. PiS nigdy nie przeprasza i wygrywa
Reakcja rządu Tuska, partii koalicyjnych i samego premiera na tzw. aferę KPO była typowa: szok, zamieszanie, głęboka defensywa, obietnica poprawy i solennego ukarania winnych itd. Zapowiada się zatem klasycznie: Donald Tusk zapewne – jak mówił – zgrilluje minister Pełczyńską-Nałęcz i będzie sugerował, że może ją zdymisjonować, Szymon Hołownia uprzejmie pozwoli na umiarkowaną krytykę, ale nie na dymisję, a wrażenie będzie takie, że władza znowu wpadła w panikę i boi się opozycji.
A w polityce, zwłaszcza współczesnej, na pokucie już się nie wygrywa, jest to traktowane raczej jako potwierdzenie winy, co kojarzy się ze słabością i nieudolnością, a nie szlachetną postawą, która spotka się z nagrodą. W czasach populizmu i darwinizmu premiowana jest pewność swoich racji, bezwzględność w dążeniu do politycznej dominacji, także po to, aby bronić później choćby zasad liberalnej demokracji. Rezygnacja z instrumentów prowadzenia skutecznej polityki i świadome oddanie ich przeciwnikowi działa na szkodę ustrojowych wartości, które mogłyby być bronione znacznie energiczniej, na równych prawach z autokratami.
Czytaj też: Kręcenie lodów z dotacją z KPO. Jest afera, nas jachty i solaria nie oburzają
PiS wydawał grube miliony
Można sobie wyobrazić, co by się wydarzyło, gdyby to partia Kaczyńskiego była oskarżana o „rozdawanie pieniędzy” na małe biznesy.