Andrzejewski groził sędziom postępowaniem dyscyplinarnym. Określając posiedzenie „politycznym cyrkiem”, wyszedł z sali, popchnąwszy przedtem krzesło jednego z sędziów tak, że omal nie uderzył go oparciem w głowę.
Wcześniej sędziów do siedziby Sądu Najwyższego, gdzie miało się odbyć posiedzenie, nie chciała wpuścić straż sądowa.
Czytaj także: Manowska strzela, Manowska pod ostrzałem. Straci immunitety czy ujdzie jej na sucho?
Proszę wyjść!
Przyczyną awantury było to, że sędziowie wykluczeni dwa dni wcześniej z rozpatrywania sprawy Manowskiej złożyli do Andrzejewskiego – jako wiceprzewodniczącego TS – wniosek o zwołanie pełnego składu Trybunału, żeby rozstrzygnąć zagadnienie prawne związane z interpretacją przepisu, na podstawie którego ich wyłączono. Na dzisiejsze posiedzenie przyszli w togach i zasiedli za stołem – uznali, że pełny skład TS najpierw zajmie się ich sprawą, a potem kwestią immunitetu.
Andrzejewski krzyczał, że składanie mu takiego wniosku „jest niegodne funkcji sędziego”, a wykluczonym sędziom kazał zdjąć togi i usiąść na miejscu dla publiczności lub wyjść. Ponieważ go nie posłuchali, obraził się i sam wyszedł z hukiem. Po tym rolę przewodniczącego przejął Józef Zych i zarządził przerwę. Gdy sędziowie ponownie zebrali się na sali, usunął z niej publiczność i media. Wiemy, że ostatecznie posiedzenie pełnego składu Trybunału Stanu odroczono do 22 września. Pytany o to przez nas sędzia TS i adwokat Przemysław Rosati uważa, że na wyznaczonym posiedzeniu powinien być rozstrzygnięty wniosek o rozpatrzenie zagadnienia prawnego.