Lewice podadzą prawice?
Lewicowe kuksańce. O dziwo, podział wyszedł im na dobre. Ale czym to się jeszcze skończy?
Od kiedy wspólny dawniej projekt rozczłonkował się na części, wszystko po lewej stronie zrobiło się na opak. Przede wszystkim mamy bowiem starą lewicę Włodzimierza Czarzastego, czyli formalną sukcesorkę PZPR i SLD, która ukryła się za szyldem Nowej Lewicy. Dalej jest Partia Razem Adriana Zandberga, która powróciła do tradycji bycia osobno. A ostatnio jeszcze doszła Nowa Fala Joanny Senyszyn, którą wbrew artystycznym skojarzeniom wspiera co najwyżej paru skłóconych z Czarzastym eseldowskich weteranów.
O dziwo, podział wyszedł jednak lewicowcom na dobre, oczywiście w ich skali. W ubiegłym roku skonsolidowana formacja borykała się przecież z zawstydzająco słabym poparciem 6,3 proc. w wyborach samorządowych i europejskich. Ale już w tegorocznych prezydenckich troje lewicowych kandydatów nieoczekiwanie zebrało łącznie ponad 10 proc. Z czego zrobił się trend, gdyż w partyjnych sondażach wyniki Nowej Lewicy i Razem regularnie się odtąd sumują na podobnym poziomie.
Na powrót do współpracy dziś jednak liczy jedynie Włodzimierz Czarzasty. I chociaż na razie się na to nie zanosi, lider Nowej Lewicy zdaje się promieniować największym spokojem. Z paru powodów. Najpierw wykaraskał się z problemów zdrowotnych. Na początku tego roku przeszedł poważną operację, odzyskując wigor i fizyczną formę. O podtrzymanie której zabiega przestrzeganiem diety i regularną aktywnością fizyczną. Młodszym współpracownikom zdarza się nawet pokpiwać z 65-latka, który miał się poczuć młodym bogiem, chociaż jeszcze niedawno zapowiadał schyłek politycznej kariery. Ale to śmiech przez łzy, gdyż stary wyjadacz właśnie kolejny raz ograł napierające młode pokolenie.
Nic bowiem nie wskazuje, żeby na grudniowym kongresie Nowej Lewicy ktokolwiek był w stanie odebrać Czarzastemu przywództwo.