Zbłąkane uzbrojenie. Nie wszystkie plany MON się udają. Tego sprzętu możemy długo nie zobaczyć
W okolicach świąt Bożego Narodzenia trwał rajd św. Mikołaja. Grudzień z wielu powodów jak zwykle należy do najobfitszych miesięcy, jeśli chodzi o zamówienia i kontrakty. I nie tyle chodzi o robienie prezentów, ile o wydanie pieniędzy, które budżetowa gilotyna może z końcem roku ściąć. Lub o domknięcie kontraktów negocjowanych od miesięcy, czasem od lat.
Obietnice dostawców mają okres ważności, a związane z nimi finansowanie też może się zdezaktualizować. I choć przy zakupach uzbrojenia warto spieszyć się powoli, koniec roku zwykle oznacza przyspieszenie, jak na finiszu w średniodystansowym biegu.
Agencja Uzbrojenia tylko w grudniu (do świąt) podpisała umowy o łącznej wartości ponad 4 mld zł. Ale od samych pieniędzy ważniejsze jest to, co zawierają, bo końcówka roku obfitowała w zamówienia o przełomowym charakterze.
Najnowszej generacji pociski powietrze-powietrze AMRAAM, przeznaczone dla myśliwców F-16 i F-35, pozwolą zachować przewagę dystansu rażenia nad rosyjskimi samolotami. Transfer technologii do produkcji czołgów K2PL pozwoli wreszcie, po dwóch latach poślizgu, uruchomić produkcję w Polsce. Systemy walki radioelektronicznej, pozyskiwane od nietradycyjnego dostawcy z Turcji, będą uzupełnieniem jednej z największych luk w zdolnościach obronnych Polski, niechętnie omawianych na publicznym forum, a będących biletem wstępu do jakiejkolwiek rozgrywki sił.
Panowanie nad niewidzialną domeną spektrum elektromagnetycznego – łączności, sygnałów, GPS i terabitów danych przekazywanych sieciami – to dziś warunek zaistnienia na widzialnym polu walki, na lądzie, morzu czy w powietrzu.
Postępem w innej dziedzinie jest zagwarantowanie finansowania na dalszy rozwój i wdrożenie polskiego pocisku przeciwpancernego Moskit – nie z MON, a z NCBR, choć pod resortowym parasolem innowacyjności.