Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Klub hipstera

Wes Anderson i jego drużyna

Drużyna wiernych współpracowników Wesa Andersona (w centrum). Drużyna wiernych współpracowników Wesa Andersona (w centrum). Tim Brakemeier/DPA / Corbis
Choć jest świrem, eskapistą i odludkiem kina, nie tworzy samotnie. Przeciwnie – geniusz reżyserski Wesa Andersona ma wsparcie w wyjątkowo oddanej drużynie.
Owen Wilson (w środku) w najnowszym filmie Andersona „Grand Budapest Hotel”.Martin Scali/Imperial-Cinepix Owen Wilson (w środku) w najnowszym filmie Andersona „Grand Budapest Hotel”.

Oddalone o pięć stopni od rzeczywistości – tak on sam nazywa swoje zwariowane, irytujące wielu uniwersum filmowe. W wystylizowanych, smutnych komediach Wesa Andersona dorośli zmagają się z emocjonalnym bagażem symbolizowanym najczęściej górą walizek, które ze sobą taszczą. Zachowują się jak dzieci. A dzieci udają dorosłych. Wszyscy wyglądają na głęboko zranionych, jednocześnie są niesamowicie śmieszni.

Mamy zwykle u niego miniaturę świata z odchodzącym w przeszłość, archaicznym systemem zasad rytuałów. W „Podwodnym życiu ze Stevem Zissou” ostatnimi Mohikanami kodeksu są noszący czerwone czapeczki członkowie klubu poszukiwaczy morskich przygód. We wzruszających „Kochankach z Księżyca” gorliwie zdyscyplinowani skauci. W nagrodzonej w Berlinie czarnej komedii „Grand Budapest Hotel”, ósmej fabule 45-letniego Amerykanina, na straży ustępującej XIX-wiecznej moralności stoją aroganccy, wzorcowo spełniający zawodowe obowiązki konsjerże.

Nowy film, który właśnie wchodzi na nasze ekrany, jest jeszcze bardziej szalony niż wszystko, co do tej pory nakręcił Anderson. Patronuje mu duch Stefana Zweiga, słynnego wiedeńskiego pisarza i antyfaszysty, który w 1942 r. popełnił wraz z żoną samobójstwo. Trzymając się za ręce, połknęli w łóżku śmiertelną dawkę środków nasennych. W pozostawionej notce napisali, że chcieli odejść w godności. „Grand Budapest Hotel” jest farsą zbudowaną jak powieść szkatułkowa, gdzie jedna retrospekcja napędza kolejne. Główna część fabuły toczy się w latach 30. w małym miasteczku z kolejką linową w fikcyjnej środkowo­europejskiej republice Zubrowka. Czuje się, że wojenna zawierucha nadciąga. Groteskowym perypetiom pary bohaterów: charyzmatycznego portiera i zarządcy hotelu Monsieur Gustava (Ralph Fiennes) oraz boya hotelowego o imieniu Zero (debiutant Tony Revolori), oskarżonym o kradzież bezcennego obrazu, staje na przeszkodzie oddział przypominający SS, w filmie występujący pod nazwą ZZ.

Polityka 14.2014 (2952) z dnia 01.04.2014; Kultura; s. 77
Oryginalny tytuł tekstu: "Klub hipstera"
Reklama