„Nowy początek” w kinach, ale... jak zareaguje wojsko w przypadku prawdziwej inwazji z kosmosu?
„Nowy początek” Denisa Villeneuve jest naprawdę ładnym filmem: czarne, obłe statki kosmiczne są wzorowane na dokładnym kształcie norweskich słodyczy – słonawych, anyżkowych stateczków lakrisbåt. Kosmici, wielkie szare kraby, wypuszczają w swoją mglistą atmosferę pisane w powietrzu czarne okręgi, które przypominają efekty japońskiego malarstwa tuszowego. To elementy ich pisma, które szybko mają odszyfrować naukowcy i wojsko.
Ekipa, która ma się z nimi porozumieć, w pomarańczowych kaftanach bezpieczeństwa wnosi na czarny statek kanarka w klatce, który ma być żywym testem dla poziomu tlenu w obcym korytarzu. Ale Villeneuve i zespół scenarzystów bardzo duży nacisk kładli nie tylko na sferę wizualną, lecz także na to, by filmowe wątki naukowe (lingwistyka i fizyka jądrowa) oddane były zgodnie z wiedzą naukową.
Prawidłowo jest używana przez próbujących się porozumieć z kosmitami naukowców terminologia, prawidłowe są wykresy graficzne i próbki dźwięku (ktoś jeszcze pamięta naukowy koszmarek „Interstellar” Christophera Nolana?).
Jakie zamiary mają kosmici?
Na początku filmu pada w fikcyjnej relacji telewizyjnej dobre pytanie: skoro na Ziemię przyleciało 12 statków kosmicznych, to dlaczego ludzie powinni najpierw zakładać, że obcy mają pokojowe zamiary? To jedno pytanie obrazuje też dobrze skomplikowane problemy, jakie pierwszy kontakt z obcą cywilizacją spowodowałby dla wojska, dyplomatów ONZ czy naukowców z NASA.