Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

„Mein Kampf” w Teatrze Powszechnym ogląda się ze smutkiem

„Mein Kampf” w Teatrze Powszechnym „Mein Kampf” w Teatrze Powszechnym Magda Hueckel / mat. pr.
Teatr Powszechny w Warszawie wystawił „Mein Kampf” Adolfa Hitlera. Tym razem obyło się bez akompaniamentu okrzyków i modlitw, ale o spektaklu już jest głośno.

Tytuł „Mein Kampf” i nazwisko autora Adolfa Hitlera – elektryzują. A Teatr Powszechny powszechnie kojarzy się z głośną, wywołującą kontrowersje „Klątwą”. Inaczej niż przedstawienie Olivera Frljicia wczorajsza premiera odbyła się bez akompaniamentu okrzyków i modlitw. Za to o spektaklu jeszcze przed pierwszym pokazem pisały media w kraju i za granicą.

Jedne publikowały wywiady z 27-letnim reżyserem Jakubem Skrzywankiem i dramaturgiem, profesorem UJ Grzegorzem Niziołkiem, w których obaj wyjaśniali założenia i cele pracy swojej i zespołu. Inne a priori formułowały opinie, że spektakl ma być oskarżeniem Polaków o antysemityzm i faszyzm. „Gorsi od Hitlera” – tak zatytułował swój artykuł w „Rzeczpospolitej” Mariusz Cieślik.

Czytaj także: Hitler i Stalin powracają... w literaturze

„Mein Kampf” w świetle prawa i w kulturze

„Mein Kampf” od 2016 r. znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że książkę Hitlera można drukować (podobno wkrótce ma się ukazać pełna polska edycja z krytycznym komentarzem) i wystawiać, pod warunkiem że celem nie jest propagowanie faszyzmu, tylko nauka, sztuka, edukacja czy kolekcjonerstwo (!). Zgodnie z artykułem 256 KK zakazane jest „propagowanie faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego lub nawoływanie do nienawiści”, którego treść umieszczono na plakacie reklamującym spektakl nad tytułem „Mein Kampf” i nazwiskami twórców.

Sam spektakl jest częścią sezonu w Powszechnym rozgrywanego pod hasłem „Feminizm! Nie faszyzm”. Wcześniej przyświecało ono m.in. tegorocznej edycji Forum Przyszłości Kultury i realizacji „Bachantek” w reż. Mai Kleczewskiej. Wpisuje się też w cykl wydarzeń Roku Antyfaszystowskiego, zorganizowanego z okazji 80-lecia wybuchu II wojny światowej przez organizacje sprzeciwiające się powrotowi faszystowskiej ideologii i propagujących ją ruchów do polskiej przestrzeni publicznej.

Coraz więcej incydentów związanych z ideologią faszystowską

Premierze towarzyszy cykl otwartych spotkań, m.in. „Język. Język nienawiści – język faszyzmu” czy „Prawo. Walka z faszyzmem w kontekście prawnym”. A bezpośrednim kontekstem jest powiększająca się lista „incydentów” mających związki z ideologią faszystowską. Antysemickie hasła wykrzykiwane przez Piotra Rybaka i jego kompanów pod bramą obozu-muzeum Auschwitz w trakcie obchodów 74. rocznicy wyzwolenia, przemarsze ONR przez polskie miasta, kolejne pobicia na tle rasistowskim czy homofobicznym... O zarejestrowanym przez TVN świętowaniu rocznicy urodzin Hitlera tortem ze swastyką z wafelków nie wspominając.

Jeszcze bardziej niepokojące są reakcje władz, a raczej ich brak, na te incydenty oraz szerzony przez wielu polityków i przedstawicieli Kościoła katolickiego język nienawiści i nagonki.

„Celem spektaklu jest ukazanie zbrodniczej siły ideologii faszystowskiej i przestrzeżenie przed tym” – tłumaczył przed premierą dyrektor Powszechnego Paweł Łysak.

Czytaj także: Kościół wobec nienawiści

„Mein Kampf” w Teatrze Powszechnym – założenia

W zapowiedzi spektaklu na stronie teatru czytamy: „Przyglądając się »Mein Kampf«, staramy się zbadać, do jakiego stopnia aktualne są dziś postulaty i idee zapisane przed ponad dziewięćdziesięciu laty. Analizując język i narrację Hitlera, zadajemy sobie pytanie o język współczesności i mowę nienawiści. Pytamy, ile musiało paść słów, zanim doszło do Holokaustu, oraz ile jeszcze musi ich paść, żeby historia się powtórzyła.

Dlaczego, pomimo doświadczeń drugiej wojny światowej, faszyzm i narodowy socjalizm znów stały się atrakcyjnymi ideologiami, a sztandary i hasła nacjonalistyczne tak szybko zastąpiły dumę z wielokulturowo różnorodnej, zjednoczonej Europy? Zastanawiamy się, czy w książce Hitlera można znaleźć odpowiedź na te pytania. Zwłaszcza w sytuacji, w której łączenie nacjonalistycznych haseł i socjalistycznych postulatów staje się częstą praktyką populistycznych ugrupowań politycznych.

Podejmując refleksję nad »Mein Kampf«, nie zamierzamy jedynie oskarżać oraz wskazywać osób i środowisk odpowiedzialnych za tego typu działania. Być może społeczny pejzaż sprzyjający odrodzeniu idei narodowego socjalizmu jest szerszy, a nasze osobiste uwikłanie w ten proces większe, niż myślimy”.

Czytaj także: „Mein Kampf” jest bestsellerem w Niemczech. Dlaczego?

Idee faszystowskie brzmiały niewinnie i naturalnie

Niemal trzygodzinne przedstawienie, złożone wyłącznie z cytatów z książki, dzieli się na trzy części rozgrywane w innych konwencjach. To chwyt mający nieco zniwelować monotonię tekstu. Adaptacją rządzi zasada korespondencji z naszymi czasami – wybijane są wątki brzmiące (przerażająco) aktualnie w Polsce roku 2019, idee i słowa jakby żywcem wyjęte nie tylko z forów internetowych, ale i z wypowiedzi prawicowych polityków i działaczy. Ważny jest też opis drogi – ideowej i życiowej – Hitlera do faszyzmu, pokazujący, jakie warunki społeczne i polityczne ułatwiły rozwój zbrodniczej ideologii. I znów jest polem do porównań z naszymi czasami.

W pierwszej części Hitler opisuje swoją młodość, bunt przeciw twardemu ojcu, marzenie o karierze artystycznej, lata wiedeńskie, gdy poznał smak bezdomności, nędzy i głodu. To miało go zahartować. Dzieli się radością, z jaką przyjął wybuch I wojny światowej, gdy narody, zwykli ludzie, miały się zbuntować wreszcie przeciw wyzyskowi, zapłonąć nadzieją na sprawiedliwy ład...

Czytaj także: Autorytarne pokusy europejskich przywódców

Ojciec – uosobienie starego mieszczańskiego ładu – słabnie i ulega atrofii, z wyłożonych w książce idei rodzi się nowy, zdrowy i silny porządek. Hitlera seniora zastąpi Hitler junior (w obu rolach Arkadiusz Brykalski). Nowe, pożywne idee przekaże nam wysportowana mieszczańska rodzina spożywająca zdrowy obiad: Klara Bielawka, Aleksandra Bożek oraz „dzieci”: Natalia Łągiewczyk i Oskar Stoczyński. Widać, ile wysiłku autor włożył w to, by idee faszystowskie brzmiały niewinnie i „naturalnie”, jak oczywistości, co miało im ułatwić trafienie pod strzechy.

Z potoku słów wybija się antysemicka tyrada, w której Hitler relacjonuje, jak stawał się antysemitą, racjonalizuje swoją fobię i potrzebę znalezienia wroga „obserwacjami” z Berlina, neutralny z początku język stopniowo nasycając nienawiścią, dodając porównania zwierzęce, widmo chorób, fetor... W spektaklu gra Senegalczyk Mamadou Góo Bâ, co odbiera rasistowskiej ideologii Hitlera abstrakcyjność, ale też buduje pomost do naszych czasów i nagonki antyimigranckiej.

Rodzinny obiad rozgrywa się na tle olbrzymiego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej (w koronie kojarzącej się z plemiennym pióropuszem), na koniec młode pokolenie pociągnie twarze jej i małego Jezusa białą farbą...

„Mein Kampf”, czyli narodziny faszyzmu

Druga część to myśli Hitlera na temat demokracji, parlamentaryzmu i przewodzenia masom – narodziny systemu wodzowskiego. Nie brak tam bardzo współcześnie brzmiących myśli o niesprawiedliwości społecznej kapitalizmu i poczuciu krzywdy, które są pożywką dla populistów. Odpowiednio wykorzystana frustracja może być paliwem do zmiany systemu politycznego. Brzmi znajomo? Ilustracją są karykaturalne, papierowe twarze czołowych przywódców naszych czasów.

Czytaj także: Niemcy śmieją się z Hitlera

Ostatnia część dotyczy czystości rasowej, przymusu rozmnażania się zdrowej części narodu (Hitler pisze o konieczności wprowadzenia zakazu aborcji w tej grupie) i eugeniki (zniechęcania chorych do posiadania biologicznego potomstwa), uczynienia z małżeństwa aktu „świętego”, zachęcania do niego jak najwcześniej młodych mężczyzn, kobiety miały być „stroną pasywną”. Efektem ma być supernaród.

„Dla ciebie chcę być biała...”

Informują nas o tym wszystkim, w przerwach między kolejnymi kopulacjami, aktorzy w kostiumach podkreślających cechy płciowe, skuci łańcuchami, niczym w jakimś strasznym zoo czy cyrku. Jak refren powraca piosenka z filmu „Czarna perła” z 1934 r. „Dla ciebie chcę być biała” – śpiewa w rewiowym numerze Reri, aktorka z Tahiti, do siedzącego na widowni Eugeniusza Bodo.

Całość zaczyna się od posłowia autorskiego i noty od wydawcy, wygłoszonych w sposób tyleż zaskakujący, co jednoznacznie dający do zrozumienia, jaki jest stosunek twórców do samej książki i ideologii, jaką propaguje.

Ogląda się to wszystko ze smutkiem.

Czytaj także: III Rzesza. Sukces propagandy, klęska państwa

Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną