Co tu dużo mówić: debiutujący właśnie na polskich ekranach „Niedobrani” (2019) Jonathana Levine’a to film bardzo dobry oraz – a może przede wszystkim, bo nie jest to żadna reguła w przypadku tego typu kina – szalenie zabawny. To opowieść o kontrowersyjnym i ambitnym dziennikarzu (Seth Rogen), który właśnie stracił pracę z pobudek czysto ideowych, zakochującym się w amerykańskiej sekretarz stanu (Charlize Theron), kobiecie z zupełnie innej – znacznie wyższej, rzecz jasna – ligi.
To także dość sugestywna i złośliwa analiza dzisiejszej sytuacji politycznej, nie tylko w Ameryce Donalda Trumpa, ale i poza jej granicami, by wspomnieć choćby to, co dzieje się na Ukrainie, gdzie prezydentem został Wołodymyr Zełenski, komik bez programu, który pełnił już podobną funkcję, ale w telewizyjnej satyrze (niewiele inaczej jest w „Niedobranych”).
Szalenie postrzelone komedie wczoraj
Gdyby przymknąć oko na wszelkie konteksty i konotacje – społeczne, polityczne i gospodarcze – okaże się, że film Levine’a to bezprecedensowy przykład jednej z najciekawszych konwencji, jaką dało kinematografii Hollywood w swym złotym okresie, a mianowicie: screwball comedy. Niełatwo o jednoznaczną definicję zjawiska. Specjaliści stale spierają się o to, kiedy się zaczęło i skończyło, a także o to, które tytuły można do niego zakwalifikować (a rozbieżności są ogromne!