Kultura

„Niedobrani”, wreszcie dobry film komediowy

„Niedobrani” „Niedobrani” mat. pr.
Na ekrany polskich kin wchodzą właśnie „Niedobrani”, rzadki przykład udanej i naprawdę zabawnej komedii. Pewnie nigdy by nie powstała, gdyby nie starsze filmy z popularnego gatunku screwball comedy. Przypomnijmy je.

Co tu dużo mówić: debiutujący właśnie na polskich ekranach „Niedobrani” (2019) Jonathana Levine’a to film bardzo dobry oraz – a może przede wszystkim, bo nie jest to żadna reguła w przypadku tego typu kina – szalenie zabawny. To opowieść o kontrowersyjnym i ambitnym dziennikarzu (Seth Rogen), który właśnie stracił pracę z pobudek czysto ideowych, zakochującym się w amerykańskiej sekretarz stanu (Charlize Theron), kobiecie z zupełnie innej – znacznie wyższej, rzecz jasna – ligi.

To także dość sugestywna i złośliwa analiza dzisiejszej sytuacji politycznej, nie tylko w Ameryce Donalda Trumpa, ale i poza jej granicami, by wspomnieć choćby to, co dzieje się na Ukrainie, gdzie prezydentem został Wołodymyr Zełenski, komik bez programu, który pełnił już podobną funkcję, ale w telewizyjnej satyrze (niewiele inaczej jest w „Niedobranych”).

Szalenie postrzelone komedie wczoraj

Gdyby przymknąć oko na wszelkie konteksty i konotacje – społeczne, polityczne i gospodarcze – okaże się, że film Levine’a to bezprecedensowy przykład jednej z najciekawszych konwencji, jaką dało kinematografii Hollywood w swym złotym okresie, a mianowicie: screwball comedy. Niełatwo o jednoznaczną definicję zjawiska. Specjaliści stale spierają się o to, kiedy się zaczęło i skończyło, a także o to, które tytuły można do niego zakwalifikować (a rozbieżności są ogromne!). Niemniej krąży pewne przekonanie: po obejrzeniu jednego, kanonicznego screwballa bez problemu można rozpoznać kolejne.

Ta sięgająca lat 30. formuła, którą na polskim gruncie tłumaczyć można jako postrzeloną czy zakręconą komedię, była ściśle oparta na romantycznej i dość klasycznej historii w stylu „chłopak poznaje dziewczynę”, aczkolwiek odwróconej do góry nogami. Wojna płci, która wybuchała na ekranie, zdominowana była niemal całkowicie przez ekscentryczną kobietę, pochodzącą najczęściej z bogatego środowiska, której celem stawał się niczego nieświadomy mężczyzna – w jakiś sposób niekompletny, wiecznie sfrustrowany, roztrzepany i nieco infantylny. Ponieważ narodziny i najciekawszy etap screwball comedies przypadają na okres wielkiego kryzysu w Stanach Zjednoczonych, filmy te miały charakter eskapistyczny, pozwalający choć na chwilę oderwać się od codziennej walki o przetrwanie, co wcale nie oznacza, iż widownia była bezrefleksyjna i mało krytyczna.

To także czas, kiedy w Hollywood – z uwagi na zbyt bezczelne i obrazoburcze folgowanie sobie niektórych twórców, choćby Ernsta Lubitscha – zaczęła obowiązywać wewnętrzna cenzura w postaci Kodeksu Produkcyjnego, zwanego Kodeksem Haysa. Dlatego właśnie, mówiąc dość oględnie, w latach 1934–68 trudno było o bezpośrednio podane na ekranie sceny erotyczne. Nic więc dziwnego, że Andrew Sarris, jeden z najwybitniejszych amerykańskich krytyków filmowych, określił te obrazy mianem „sekskomedii bez seksu”. Scenarzyści i reżyserzy chcący, by ich dzieła ujrzały światło dzienne, musieli kombinować, posługując się aluzjami, niedopowiedzeniami czy podtekstami.

Czytaj także: Stand-uperzy ratują współczesne komedie

Mało postrzelone komedie dzisiaj

Po zniesieniu Kodeksu, kiedy w filmach można było pokazywać właściwie wszystko, screwballe przestały mieć sens. Wielu próbowało wrócić do konwencji, czego najlepszym dowodem jest Peter Bogdanovich, kinofil per se, którego dwa utwory – „No i co, doktorku?” (1972) oraz „Dziewczyna warta grzechu” (2004) – okazały się kompletnymi porażkami. Niewiele dobrego można powiedzieć o innych próbach, całkiem niedawnych, wskrzeszenia tego rodzaju komedii, o czym świadczą następujące tytuły: „Jak stracić chłopaka w dziesięć dni” (reż. Donald Petrie, 2003), „Pretty Man, czyli chłopak do wynajęcia” (reż. Clare Kilner, 2005), „Przypadkowy mąż” (reż. Hugh Wilson, Griffin Dunne, 2008) czy „Żona na niby” (reż. Dennis Dugan, 2011), nie mówiąc już o „Sekstaśmie” (reż. Jake Kasdan, 2014).

Erotyzm wręcz wylewa się z ekranu, mężczyznom brak czaru, który roztaczali ich starsi o kilka dekad koledzy, a bohaterki wydają się znacznie słabsze i mniej ciekawe od poprzedniczek z okresu klasycznego, kiedy współcześnie rozumiany feminizm dopiero raczkował.

„Niedobrani” z kolei, choć skrajnie wulgarni i bezpruderyjni, czerpią z tradycji w najlepszy sposób, nie tylko komentując realia, co czyniła większość postrzelonych komedii, ale także prezentując miłosną relację dwojga ludzi z pozoru zupełnie do siebie niepasujących (silnej kobiety i nieco nieprzystosowanego do świata dużego dziecka), a jednak przekonujących.

Chcąc lepiej zrozumieć to, w jaki sposób Levine koresponduje z ponad 80-letnią tradycją, warto przy okazji tej premiery sięgnąć po filmy, bez których – i nie jest to przesadne stwierdzenie – „Niedobrani” mogliby nigdy nie powstać.

Czytaj także: Tęskniąc za śmiechem z taśmy – sztuczny aplauz w sitcomach

„Ich noce” (reż. Frank Capra, 1934)

Film, zdaniem wielu, ustanawiający konwencję, a przy okazji pierwsze arcydzieło spod znaku screwball, które odniosło niespodziewany, olbrzymi sukces, zgarniając pięć Oscarów w najważniejszych kategoriach. Ellie (Claudette Colbert), rozpieszczona dziedziczka ogromnej fortuny, ucieka z domu, by całkiem przypadkowo spotkać na swej drodze Petera (Clark Gable), wyszczekanego dziennikarza, który właśnie został wyrzucony z redakcji. Poznanie dziewczyny to dla niego znakomita okazja, by zdobyć gorący materiał i odzyskać posadę, dla niej zaś – by bezpiecznie dotrzeć do mężczyzny, którego kocha. Choć na początku pałają do siebie raczej niechęcią, to właśnie tych dwoje połączy w finale miłość.

„Ich noce”mat. pr.„Ich noce”

„Drapieżne maleństwo” (reż. Howard Hawks, 1938)

Film pierwotnie okrzyknięty klapą finansową i artystyczną, niemal kończący kariery kilku osób, dziś uchodzący za jeden z najbardziej feministycznych obrazów w dziejach, w którym to silna żeńska postać prowadzi akcję, ale także za najlepszy przykład kinowego szaleństwa i wywrotowości. Spokojne życie paleontologa Davida (Cary Grant) zostaje zaburzone – dosłownie i w przenośni – wraz z pojawieniem się w nim ekscentrycznej Susan (Katharine Hepburn), panny z wyższych sfer, właścicielki tresowanego lamparta i wnuczki kobiety, która ma sfinansować naukową działalność bohatera.

„Drapieżne maleństwo”mat. pr.„Drapieżne maleństwo”

„Wakacje” (reż. George Cukor, 1938)

Znakomicie napisana i jeszcze lepiej zagrana komedia, pełna wyrafinowania i dostojności z jednej strony, zaś z drugiej – slapstickowej i uroczej błazenady, zakończonej efektownym pokazem z pogranicza cyrkowego występu. Johnny (Cary Grant) jest uczciwym i ciężko pracującym człowiekiem, który dorabia się niewielkiego majątku na giełdzie. Marzy mu się ślub z Julią (Dorin Nolan), urodzoną w bogatym domu, oraz wcześniejsza emerytura, wykluczająca go z nieznośnego wyścigu szczurów. Problem w tym, że niewiele wie zarówno o swojej narzeczonej, jak i o jej rodzinie, w tym także starszej siostrze dziewczyny – Lindzie (Katharine Hepburn).

„Wakacje”mat. pr.„Wakacje”

„Dziewczyna Piętaszek” (reż. Howard Hawks, 1940)

Film uchodzący za najszybszą komedię w dziejach kina, w której dialogi podawane są z prędkością karabinu maszynowego, na co wpływ mają nie tylko pokręceni bohaterowie, ale i specyfika zawodu: są dziennikarzami, rzecz jasna. Werbalny konflikt maskuje tu prawdziwe pożądanie, którego silnikiem napędowym jest męski protagonista chcący odzyskać dawną miłość. Walter (niezastąpiony Cary Grant) stara się za wszelką cenę sprawić, by Hildy (Rosalind Russell), jego była żona i pracownica, najlepsza reporterka w kraju, wróciła do pracy w redakcji, mimo iż postanowiła zrezygnować z niezależności na rzecz domowego ogniska z nowym mężem.

„Dziewczyna Piętaszek”mat. pr.„Dziewczyna Piętaszek”

„Jak rozwód, to tylko w Palm Beach” (reż. Preston Sturges, 1942)

Komedia uważana przez wielu za ostatniego klasycznego screwballa. Satyra na śmietankę towarzyską, która – oderwana od rzeczywistości i nieświadoma najpewniej europejskich poczynań Hitlera – wygrzewa się w gorącym słońcu Florydy, bez jakichkolwiek zmartwień. Gerry (Claudette Colbert) postanawia odejść od Toma (Joel McCrea), męża, który sam siebie uważa za wynalazcę nieudacznika. Kobieta uważa z kolei, iż lepiej mu będzie bez niej; ona sama będzie mogła znaleźć nowego chłopaka, najlepiej jak najbogatszego. I znajduje! Milionera, który – tak się składa – jest kawalerem. To jednak wcale nie oznacza, iż Tom zechce się poddać. Finał, jak to u Sturgesa, należy do najbardziej absurdalnych w dziejach konwencji.

„Jak rozwód, to tylko w Palm Beach”mat. pr.„Jak rozwód, to tylko w Palm Beach”
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Rozmowa z filozofem, teologiem i byłym nauczycielem religii Cezarym Gawrysiem o tym, że jakość szkolnej katechezy właściwie nigdy nie obchodziła biskupów.

Jakub Halcewicz
03.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną