Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Zombie muszą odejść. Jakie przesłanie skrywa najnowszy film Jarmuscha?

Kadr z filmu „Truposze nie umierają” Kadr z filmu „Truposze nie umierają” mat. pr.
„Truposze nie umierają”, postmodernistyczny film o zombie Jima Jarmuscha, jest pełen paradoksów. Wydaje się spóźniony o dwie dekady, a jednocześnie pojawia w idealnym czasie.

Jim Jarmusch jako reżyser kultowy posiadł niedostępną innym twórcom wolność – może robić, co chce, bo wierni fani i tak pójdą na jego kolejne dzieło. Poszli i tym razem, ale są podzieleni. Niby wszystko jest na miejscu – ironiczny pastisz filmów o „żywych trupach”, pełen postmodernistycznych cytatów i zabawy warstwą meta, z gwiazdorską (w tym disneyowską) obsadą, wreszcie z typowym dla Jarmuscha snuciem i drobinkami codziennych międzyludzkich momentów. Ale cały czas miałem wrażenie, że coś jest nie tak, że czegoś brakuje.

Czytaj także: Planetarna katastrofa, czyli nowy film Jarmuscha

Martwi w środku nie umierają

Film można najlepiej podsumować zgodnie z niedawną modą na dopisywanie paranormalnych wątków do klasycznych powieści. Powstały książki takie jak „Duma i uprzedzenie i zombie”, napisana przez Setha Grahame’a-Smitha w „duecie” z Jane Austen, czy „Przedwiośnie żywych trupów” Kamila Śmiałkowskiego i Stefana Żeromskiego („Obecne w powieści żywe trupy to moim zdaniem rozległa metafora systemu komunistycznego. Pożeranie mózgów również odebrałem jako przenośnię” – napisał w serwisie LubimyCzytać.pl wnikliwy czytelnik).

„Truposze nie umierają” to „Jarmusch i zombie”, a dokładnie – „Kawa i papierosy i zombie”. Są tu odniesienia do innych filmów reżysera, nawet osoba tłumacząca tytuł postanowiła dodać coś od siebie i do „Umarli nie umierają” wcisnęła nawiązanie do „Truposza”. Strukturalnie rzecz przypomina serię winietek, w których rozmowy o wszystkim i niczym ubarwione są nagłą obecnością powstałych z grobów animowanych zwłok. I chyba właśnie tu mi czegoś zabrakło. Scenki z „Kawy i papierosów” na długo zapadły mi w pamięci, tu zwyczajnie nie było niczego, co utkwiłoby w głowie. Występ Seleny Gomez sprawia wręcz wrażenie parodii pomysłu „zatrudnijmy Selenę Gomez w naszym niezależnym filmie” – zjawia się, jest przepiękna i umiera zjedzona przez zombie.

Jim Jarmusch dla „Polityki”: Nie mam określonego gustu muzycznego

Zombie pragną kawy i wi-fi

No właśnie, zombie. Żyjemy w czasach popkulturowej apokalipsy żywych trupów. Temat został podjęty już chyba z każdej możliwej strony – od poważnych horrorów i filmów akcji, przez satyry i pastisze, a nawet nastoletnie romanse i melodramaty. Jarmusch wraca do korzeni współczesnego zombie, czyli filmów George’a A. Romero. W „Świcie żywych trupów” z 1978 r. ludzie chowają się przed umarlakami w centrum handlowym, całość staje się metaforą konsumpcjonizmu. Nie inaczej jest u Jarmuscha – powstali z grobów nie są głodni ludzkich mózgów, a rzeczy takich jak kawa czy wi-fi – których najbardziej pragnęli przed śmiercią.

W zombie wyjącym „kawa” i „wi-fi” nie ma nic odkrywczego, to temat wielu memów i komiksów internetowych. W pierwszym odruchu pomyślałem, że formuła gatunku „film o zombie” się wyczerpała i film Jarmuscha stanowi tego testament, ale jest inaczej – to formuła ludzkości się wyczerpała. Skoro ze swoim konsumpcyjnym popędem się nie zmieniła, to może zwyczajnie nie ma już czego odkrywać?

Czytaj także: Dlaczego boimy się horrorów? Pięć powodów

Katastrofa klimatyczna i życie po końcu świata

To, co najlepiej wypada w filmie, to wizja końca świata. Fantazyjny pomysł – rabunkowe odwierty na biegunach zmienił obrót Ziemi, noce i dnie następują chaotycznie, a umarli powstają z grobów – służy jako niezbyt subtelna metafora katastrofy klimatycznej. I bardzo dobrze, bo to już nie jest czas na subtelności.

To, co jest autentycznie przerażające, to portret ludzkich reakcji w obliczu nieuniknionej katastrofy – straszny, bo prawdziwy. Okrutny jest pesymizm Jarmuscha – postać grana przez Adama Drivera od początku powtarza, że to się „źle skończy” (gdyż aktor jako jedyny dostał do przeczytania cały scenariusz), ale z tej wiedzy nic nie wynika, jest bezsilny dokładnie tak samo jak cała „nieprzebudzona” reszta. Inni nie wierzą w koniec świata, nawet gdy ten świat kończy się przed ich oczami, chowają głowy w piasek. A ci najbardziej uprzywilejowani, którzy po prostu nie są ludźmi (kosmiczna samurajka Tilda Swinton), wzywają UFO jak taksówkę i zabierają się stąd, tak jak z ginącej Ziemi chcą się zabrać chłopcy z Doliny Krzemowej. Oglądając Elona Muska wystrzeliwującego w kosmos rakiety, trzeba pamiętać, że on może zwyczajnie wypisać się z ludzkości i nie ma co liczyć na to, że w statku na Marsa znajdzie się miejsce dla nas, zwykłych ludzi. Nas pożrą zombie. Przy swoim całym dziwactwie to bardzo prawdziwy i szczery film.

Czytaj także: Znany miliarder chce wysłać setkę śmiałków na Marsa. Tylko po co?

Cała nadzieja w młodzieży

Odrobinę nadziei dają nastolatki – trójka dzieciaków z poprawczaka, które umykają apokalipsie, chociaż nie wiemy właściwie dokąd. W wywiadzie Jarmusch powiedział, że w młodzieży widzi nadzieję. Trochę przypomina mi to gadanie, że „przyszłość jest kobietą”. Mężczyźni zabili świat (o czym wiemy z „Mad Maxa: Na drodze gniewu”), niech go teraz ktoś posprząta.

Tak się złożyło, że tydzień przed seansem filmu byłem w Berlinie. Wybrałem się na demonstrację – młodzieżowy strajk klimatyczny. Nie będę kłamał – chciałem zobaczyć Gretę Thunberg, nastoletnią działaczkę klimatyczną i idolkę. Zobaczyłem coś więcej – różnych młodych ludzi, którzy wygłaszali przemowy. Pełne emocji i konkretów. Poparte badaniami, zrozumieniem, jak działa system; wzywali do działania polityków, powołując się na ich konkretne zaniedbania. W porównaniu do naszych publicystów, którzy wciąż „ośmielają się mieć wątpliwości”, i polityków, do których powoli dociera istnienie smogu – dramatyczna różnica. Nie dziwię się, że Jarmusch wierzy w młodzież, ale co o tym myśli młodzież? W pamięci zostało mi jedno przemówienie skierowane bezpośrednio do polityków: „My jesteśmy jeszcze młodzi. Zanim przejmiemy władzę, będzie za późno”.

Nie ma na co czekać, zombie już tu są. I jak pokazuje film Jarmuscha, artyści są wobec tych wyzwań bezradni.

Czytaj także: Zombie, mózg i popkultura

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną