Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Olga Tokarczuk daje nadzieję, że mamy dość wrażliwości, ocalejemy

Olga Tokarczuk Olga Tokarczuk Sophie Bassouls / East News
„Dwie moje ulubione autorki to Ferrante i Tokarczuk” – mówiła pewna Albanka podczas nieformalnego spotkania grupy dyskusyjnej w Tiranie. „Oczywiście, Tokarczuk” – pokiwała głową Amerykanka siedząca obok. „Kochamy ją”.

„Ona jest wielką duszą” – napisał mi rok temu przyjaciel Guru, Hindus, który od 12 lat żyje w drodze, podróżując między kontynentami. Chwilę wcześniej przesłał zdjęcie książki „Flights” Olgi Tokarczuk, którą czytał właśnie na Tajwanie. „Książka o nas” – napisał po prostu. Cały dobytek Guru mieści się w jednym plecaku, przejście kilkudziesięciu kilometrów dziennie jest dla niego spacerem, pokonanie tysięcy kilometrów – zwyczajną drogą. To człowiek nomad, obojętny na przedmioty, pokorny i uważny.

Nobel dla naszej międzynarodowej Olgi

Uśmiecham się do myśli, że Olga Tokarczuk dowiedziała się o Nagrodzie Nobla, jadąc samochodem przez Niemcy. Ona, ciągle w ruchu, skupiona i poszukująca, przekraczająca kolejne warsztatowe granice, antyteza słów Blake’a, że w stojącej wodzie rodzi się trucizna. Jej „Bieguni” stali się podręcznikiem duchowym dla ludzi próbujących żyć inaczej, na przekór temu, jak programują nas portale społecznościowe i korporacje. Żyjąc między krajami, zazwyczaj w środowiskach ekspatów, uświadamiałam sobie, że w ostatnich latach sława Olgi Tokarczuk dotarła w najbardziej odległe i nieoczywiste zakątki świata.

„Dwie moje ulubione autorki to Ferrante i Tokarczuk” – mówiła kilka miesięcy temu pewna Albanka podczas nieformalnego spotkania grupy dyskusyjnej w Tiranie. „Oczywiście, Tokarczuk” – pokiwała głową Amerykanka siedząca obok. „Kochamy ją”. Olga jest nasza, to znaczy międzynarodowa. Młodzi albańscy intelektualiści znają jej twórczość nie tyle z rodzimych tłumaczeń, ile z wydań angielskich.

Reklama