Postać Harley Quinn pojawiła się pierwszy raz w 1992 r. w serialu animowanym o Batmanie – Paul Dini i Bruce Timm stworzyli ją jako towarzyszkę dla Jokera, morderczego klowna terroryzującego Gotham. Od tej pory pojawiała się w komiksach i grach komputerowych – była psycholożka doktor Harleen Frances Quinzel, obecnie równie szalona co jej były pacjent, przebrana w kostium arlekina i jego coraz seksowniejsze wariacje.
W takiej właśnie postaci Harley pojawiła się w „Legionie samobójców” – superbohaterskiej (a raczej antybohaterskiej) wariacji na temat „Parszywej dwunastki”. Grana przez Margot Robbie paradowała tam w króciutkich szortach i obcisłej koszulce, wybieloną chemicznie skórę miała pokrytą tatuażami, a włosy zebrane w kucyki – różowy i niebieski. Film nie zdobył przychylności krytyków i internautów, ale widzowie zagłosowali portfelami, zaś filmowa Harley Quinn stała się ikoną – ulubionym przebraniem na Halloween i inspiracją dla cosplayerek (jedna z nich, Inga Madejczyk, znana jako „polska Harley Quinn”, jest gwiazdą serwisu TikTok).
Joker idzie na terapię
Tymczasem w zeszłym roku na ekrany trafił „Joker”, film niespodzianka. Wyreżyserowany przez Todda Philipsa, kojarzonego głównie z niepoważną serią „Kac Vegas”, ożywił nieco skostniałe kino superbohaterskie – po ponad dekadzie błazenady konkurencyjnego studia Marvel przyszedł czas smutnego klowna z DC.