Dobry wieczór, czy mnie słychać? – tak zaczyna się większość spotkań autorskich w sieci. O godz. 18 zwykle odbywają się przeciwwirusowe spotkania literackie „Ul z książkami” na facebookowej stronie Unii Literackiej. Przy okazji autorzy przypominają o zrzutce na rzecz pisarzy najbardziej poszkodowanych przez pandemię. O godz. 19 na stronie Agencji Autorskiej „Opowieści” twórcy czytają i opowiadają. W dziesiątkach miejsc w sieci jednocześnie trwają czytania wierszy, wywiady na żywo, literackie pogadanki czy improwizacje. Nie trzeba się ubierać, wychodzić z domu, malować, bo autorzy nadają ze swoich domów albo z ogródków.
Nadajesz w sieci? Zadbaj o tło
„Robię herbatę i za 10 min zaczynamy” – napisała Olga Tokarczuk przed swoim czytaniem, które naraz oglądało ok. 9 tys. osób, a później miało ponad 250 tys. odsłon, czyli najwięcej z dotychczasowych spotkań. Tokarczuk czytała opowiadanie ze zbioru „Gra na wielu bębenkach” zatytułowane „Próba generalna”. Wybrała je, bo opowiada o Polsce podczas kataklizmu, o ludziach zamkniętych w domach, którzy nie wiedzą do końca, co się dzieje, jakie są restrykcje, co im wolno, a co jest zagrożeniem. Świetnie oddała psychologiczną sytuację zamkniętej pary, która martwi się o córkę i ma siebie momentami dość. Oddała stan niepewności i oczekiwania na coraz gorsze wiadomości. Czasami literatura wyprzedza rzeczywistość i tak było w przypadku tego opowiadania sprzed 20 lat.
Czytaj też: Wszyscy czujemy lęk. Jak się odnaleźć w tej pandemii?
Widzowie wirtualnych spotkań wchodzą pisarzom do domu – obserwują, co na półkach i ścianach. – Zadbaj o tło – radził jeden z pisarzy innej autorce przed występem. Czytania przerywają psy i koty, to tworzy miły antrakt, czasem dochodzą niespodziewane odgłosy, czasem rwie się połączenie. – Halo, jesteście tam? – pytają autorzy. Z każdym tygodniem występujący stają się sprawniejsi technicznie. Na jednym z pierwszych spotkań marcowych Magdalenie Grzebałkowskiej zaczął dzwonić telefon, uczestnicy zgadywali, kto dzwonił, uciszali się nawzajem i żartowali ze sobą. – O, jesteś tutaj – witali się znajomi zgromadzeni w wirtualnym pokoju. Ten i tamten oglądają z tobą – donosi Facebook. W sytuacji, kiedy nikt z nikim nie może się spotykać, takie wirtualne spotkania okazały się bardzo potrzebne. Liczby mówią same za siebie – na facebookowej stronie Unii Literackiej widać, że spotkanie z Zygmuntem Miłoszewskim miało 60 tys. odsłon, inni autorzy ok. 20 tys.
Czytaj też: Dlaczego tak trudno się teraz czyta?
Poczytaj mi na głos
Wiele osób skarży się, że ma teraz mniej czasu niż przed pandemią: nauka szkolna online, zebrania na zoomie, tysiące maili, sprzątanie i gotowanie. Wszyscy na kupie, razem. A do tego wiadomości, które nas bombardują ze wszystkich stron. Trudniej się skupić i znaleźć czas na czytanie. Dlatego chętniej słuchają czytających autorów. Przy okazji czytelnicy mają poczucie bliskości, widzą ich emocje, reagują na żarty. Spotkanie publiczne jest jednocześnie intymne. Nowy sposób uczestnictwa w kulturze okazał się egalitarny – można przyjść na spotkanie, na które pewnie nie trafiłoby się w rzeczywistości. Można też wyjść po cichu, niezauważonym. Zamiast 20 osób – zbiera się czasem i 20 tys.
Czytaj też: Życie literackie w kwarantannie i w internecie
Głośne czytanie działa
Wydaje się, że te wirtualne spotkania mają same zalety. Niedługo doczekamy się zapewne również wirtualnych gal nagród i festiwali spędzanych przed ekranem. Czy te rozwiązania, dobre na czas pandemii, pozostaną w użytku później? Faktem jest, że wielu autorów i czytelników przestało się obawiać takiej formy. Ale, jak zwrócił uwagę Mikołaj Grynberg, który sam czytał w sieci i uczestniczył w wielu spotkaniach – widownia wydaje się jednak z biegiem czasu pomniejszać. Za to spotkań jest coraz więcej. – Ludzie są bardzo stęsknieni bezpośredniego kontaktu. Przez pierwsze miesiące po uwolnieniu spotkania literackie będą się charakteryzowały większą serdecznością i mniejszym dystansem. Później wszystko wróci do normy – przewiduje Grynberg.
Czytaj też: Czy grozi nam kwarantannowy bunt?
Może też być tak, że pewne formy uczestnictwa będą trwały z racji oszczędności i z powodu pustych budżetów. Dzisiejsze formy wirtualnych spotkań, im dalej w wiosnę, tym bardziej wzbudzają tęsknotę za spotkaniem z pisarzem na trawie, leżaku, z widokiem na zieleń. Półka z książkami w tle nie wystarcza. Poza tym nie wypracowano jeszcze wirtualnego podpisywania książek. Ale zdarza się, że w ponurym momencie (mamy ich sporo) takie czytanie pomaga oderwać się od bieżącej sytuacji, spojrzeć na rzeczywistość inaczej. Po każdym takim spotkaniu widzowie dziękują i proszą o więcej. Głośne czytanie działa.
Czytaj też: Pracujemy w domu. Co nam w tym pomoże?