Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Polska to raj dla gangusów. „Pętla” Vegi jest kapiszonem

Kadr z filmu „Pętla” Kadr z filmu „Pętla” mat. pr.
Nowy film Patryka Vegi to w zasadzie teledysk, szybko zmontowane sceny zabójstw, szantaży i gwałtów, gęsto naszpikowane wulgaryzmami i skrajnie mizoginiczne.

Jeśli macie Państwo oglądać „Pętlę”, polecam raczej wypatrywać telewizyjnej powtórki klasycznego filmu z Gustawem Holoubkiem. Arcydzieło Wojciecha Hasa nie ma co prawda nic wspólnego z najnowszą produkcją Patryka Vegi, ale za to niezmiennie daje poczucie obcowania z wielkim kinem. „Pętla” Vegi to zaś jedynie teledysk, zmontowane w szybkim tempie sceny brutalnych zabójstw, szantaży i gwałtów, gęsto naszpikowane wulgaryzmami i skrajnie mizoginiczne.

Nowy kapiszon Patryka Vegi

Trzeba jednak przyznać, że Patryk Vega wciąż potrafi robić wokół swoich filmów hałas. Zdjęcia kończył w czasie, gdy pandemiczny lockdown zamknął plany filmowe w całej Polsce. Reklamując „Pętlę”, zapowiadał ujawnienie prawdy na temat afery podkarpackiej, i twierdził, że wszedł w posiadanie sekstaśm z udziałem prominentnych polityków. Nowy film – jak jego „Polityka” – miał wywrócić polityczną scenę do góry nogami.

I podobnie okazuje się jarmarcznym kapiszonem. Główni bohaterowie noszą prawdziwe nazwiska, wiele wydarzeń zgadza się z tym, co na temat afery donosiła prasa, reszta to zlepek domysłów i teorii spiskowych, podawanych jednak z kamienną twarzą człowieka odkrywającego prawdy objawione. Zresztą już po premierze pojawiły się pierwsze głosy oburzenia: jak pisała „Gazeta Wyborcza”, rodzina boksera Dawida Kosteckiego, który rzekomo popełnił samobójstwo w więzieniu, poczuła się przez Vegę oszukana jednostronnym i bardzo negatywnym portretem zmarłego (w filmie gra go Piotr Stramowski).

Reklama