Nie ma co, oczywiście, przenosić filmowej fantazji do rzeczywistości, ale tak się dość pechowo złożyło, że triumfalny, trwający od przeszło dekady superbohaterski pochód przez box-office został zatrzymany. Od premiery ostatniego filmu będącego częścią wywiedzionej z komiksu i rozpiętej na ponad dziesięć lat narracji minęło już kilkanaście miesięcy. Takiej przerwy całe Marvel Cinematic Universe nie zaliczyło praktycznie od swojego zarania. Lokomotywa ze starannie zaplanowanym rozkładem, dotychczas nieprzewidującym żadnych opóźnień, nieoczekiwanie stanęła.
Szczęśliwie zdążono domknąć tkany od lat fabularny rozdział o wojnie z kohortami Thanosa, lecz nieubłagane Hollywood każe kuć żelazo, póki gorące. Dlatego przestój jest dla Marvela podwójnie bolesny: nie dość, że pieniądze przestały płynąć, to powodzenie tej pieczołowicie konstruowanej blockbusterowej sagi zasadza się w dużej mierze na regularności. Jej schemat dystrybucyjny przypomina bowiem, przy odrobinie wyobraźni, plan wydawniczy komiksowych serii; jednego zeszytu od drugiego nie może dzielić rok, bo cały cykl straci rozpęd.
Czytaj też: Międzynarodowe czytanie komiksów
Batman złapał koronawirusa
Entuzjazm publiczności często zależy od kaprysu i nie sposób przewidzieć, jakie będzie powodzenie zaplanowanej na listopad „Czarnej wdowy”. Czy wygłodniali rozrywki fani rzucą się do kin, czy już zwrócili swoją uwagę gdzie indziej? Odpowiedź może być zaskakująca. Lecz wyzwań, przed jakimi stoi MCU i w ogóle kino superbohaterskie, jest więcej.