„Klaatu barada nikto” – dzięki tej komendzie robot Gort pomógł humanoidalnemu Klaatu obronić świat przed wojną w filmie „Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia” (1951). Dla mieszkańców błękitnej planety była ona równie niezrozumiała co obecny w rodzimej kinematografii obraz PRL dla młodego pokolenia. Program konkursu głównego tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni jest jednak światełkiem w tunelu, szansą na wytworzenie nowej narracji, przełamującej szaroburą wizję czasów minionych.
Gdynia. O PRL bez resentymentu
Gdy w 2020 r. minister kultury Piotr Gliński powołał Tomasza Kolankiewicza na stanowisko dyrektora artystycznego gdyńskiego festiwalu, w światku polskiego kina rozgorzała dyskusja na ten temat. Pomysł przywrócenia tej funkcji był częścią większej reformy FPFF. Joanna Kos-Krauze, przewodnicząca komisji, której zadaniem było wybranie odpowiedniej osoby na stanowisko głównego selekcjonera filmów konkursowych, ostateczną decyzję skomentowała tak: „Tomasz Kolankiewicz posiada fenomenalną wiedzę o kinie polskim i światowym, podpartą głęboką znajomością socjologii, psychologii i antropologii”. W przypadku funkcji dyrektora artystycznego trudno o lepsze predyspozycje. I choć jeszcze w 2020 r. tego powiewu świeżości w selekcji nie dało się wyczuć, to lista filmów zakwalifikowanych do konkursu w tym roku może wskazywać, że fala, na której unosi się rodzime kino, wciąż jest wznosząca.
Oczywiście, choć wybór filmów, które 20–25 września powalczą o Złote i Srebrne Lwy, należał do obowiązków Kolankiewicza, to nie on ma wpływ na to, co się w Polsce kręci.