Zespół badaczy z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN kierowany przez prof. Henryka Domańskiego ukończył właśnie prace nad projektem badawczym „Dystynkcje muzyczne. Gust muzyczny i stratyfikacja społeczna a proces kształtowania się stylów życia Polaków”. Jeszcze w listopadzie ubiegłego roku zaprezentowano wyniki badania na konferencji naukowej, która odbyła się w siedzibie Polskiej Akademii Nauk, czyli w Pałacu Staszica.
Czytaj też: Seksi polo
Wielkomiejscy bywalcy filharmonii
Na pierwszy rzut oka nie ma zaskoczenia: im kto wyżej w hierarchii społecznej, tym jego gust muzyczny bardziej wyrafinowany. Jeśli ogół Polaków najmniej chętnie słucha muzyki poważnej i w zasadzie nie odwiedza teatrów operowych, to spośród tego ogółu wyróżnia się (jakże by inaczej?) elita, która jednak przyznaje się, że lubi Beethovena, Bacha i Mahlera i odwiedza filharmonię. Według statusu zawodowego – jak ujęto w badaniach – są to „kierownicy wyższego szczebla i specjaliści”.
Na drugim biegunie mamy rolników i pracowników fizycznych, którym najbardziej podoba się disco polo. Nietrudno domyślić się, że ten podział pokrywa się z różnicami w wykształceniu. Ci, którzy mają za sobą edukację na poziomie podstawowym albo zasadniczym zawodowym, zadowalają się prostą muzyczną rozrywką, często właśnie taką, która wśród wielkomiejskiej klienteli sal koncertowych i klubów muzycznych uchodzi za ewidentny obciach. I odwrotnie – ci „wielkomiejscy bywalcy” dysponujący odpowiednim kapitałem kulturowym wiedzą, że do ich autowizerunku pasuje raczej jazzowa klasyka albo współczesna awangarda muzyczna niż niewybredna rozrywka konsumowana przez lud.