Reżyser kreuje nieprawdziwy obraz przywódcy, który chciał dobrze, ale mu nie wyszło z powodu knowań generała w ciemnych okularach oraz ubeków Maślaka.
Czytaj także: Pamięć o Edwardzie Gierku
W świat maluchem, bez kompleksów
O Polsce Gierka film nie mówi nic. Ani że po raz pierwszy po wojnie uchyliła nieco żelazną kurtynę i zwykli ludzie mogli starać się i otrzymać paszport „na wszystkie kraje świata” (na „demoludy” był osobny). Niektórzy mogli nawet kupić, po kursie oficjalnym, 130 dol. To nawet wtedy było za mało, żeby na Zachodzie spędzić wakacje, ale jeśli się wzięło trochę kryształów, wódki czy kupionego na bazarze kawioru na handel, wycieczka dawała się zwrócić.
Na saksy, do pracy w zachodnich knajpach czy hotelach, masowo ruszyli studenci. Uczyli się gospodarki rynkowej często z perspektywy zmywaka, ale się uczyli. Stąd ta słynna polska przedsiębiorczość, z innych krajów socjalistycznych równie łatwo się nie wyjeżdżało. Kiedy przyszedł czas transformacji, wielu początkujących biznesmenów z tych doświadczeń skorzystało. Byli i tacy, którzy potrzeby poznawania świata nie mieli i do dziś go nie rozumieją.
Czytaj także: Ucieczki z PRL. Na chwilę, czyli na zawsze
Młodzi za Gierka, dzisiaj na emeryturach, pamiętają mu, że „dał paszporty”, i to doceniają. Zwłaszcza że pamiętają też późniejszy stan wojenny i fakt, że Polska zamknęła się jak za Gomułki. Pamiętają, że Edward Gierek nie kazał strzelać do strajkujących robotników.