Czescy aktorzy nigdy nie zapominają, że są (tylko) aktorami, nawet najpoważniejsze tematy nasycają humorem, dystansem i ironią. Nie ma w tym żadnej pozy, jest tradycja kuglarska i piwniczna – ciekawa, bo tak różna od naszej, przesiąkniętej powagą i mesjanizmem nawet wtedy, gdy bardzo stara się od starych konwencji uciec. Zakończony właśnie festiwal Divadelní svět Brno (Teatralny świat) pozwalał spojrzeć na teatr z nieco innej perspektywy.
Czytaj też: 10 najlepszych polskich spektakli 2021
TR Warszawa, ale głównie Czechy
Impreza jest międzynarodowa. Z Polski zaproszono w tym roku TR Warszawa z „Cząstkami kobiety” w reż. Kornéla Mundruczó, reklamowanymi w Brnie jako porywający pierwowzór hollywoodzkiego filmu, który można obejrzeć na Netflixie, oraz świetną „Rewolucję, której nie było” w reż. Justyny Sobczyk nagrodzonego w ubiegłym roku Paszportem POLITYKI Teatru 21. Na otwarcie wystąpił izraelski Kibbutz Contemporary Dance Company, spektakle dla dzieci pokazywali Francuzi, węgierska kobieca grupa KV Társulat zaprezentowała interesującą, niepozbawioną ironii i sarkazmu interpretację „Medei” Eurypidesa, w której zdradzona przez męża i społeczeństwo, dla którego zostawiła rodzinny kraj, bohaterka próbuje przepracować traumę w gabinecie psychoterapeutki...
Zagraniczne przedstawienia były dodatkiem do najliczniej reprezentowanego teatru czeskiego. Samo 450-tysięczne Brno, drugie po Pradze największe miasto Czech, ma grubo ponad 20 scen. Pokazywane spektakle były zanurzone w teraźniejszości, którą komentowały przewrotnie i ze świadomością potężnego skomplikowania dzisiejszej rzeczywistości.
Rumba i „Sukcesja”
Bogatą twórczość Václava Havla, znanego z naszych scen z portretów autorytaryzmu tworzonych w konwencji teatru absurdu, reprezentowała... farsa z trzaskającymi drzwiami, zdradami i zagubioną w meandrach ludzkiej natury sztuczną inteligencją. Napisany w 1968 r. (i nagrodzony Obie Award przyznawaną przez nowojorską gazetę „The Village Voice”) „Puzak, czyli Uporczywa niemożność koncentracji” był u nas wystawiony raz, w 1968 r., za to w krakowskim Starym Teatrze i w gwiazdorskiej obsadzie: z Markiem Walczewskim, Ewą Lassek i debiutującym Jerzym Zelnikiem.
W nowym odczytaniu klasycznego, osadzonego na morawskiej wsi XIX-wiecznego dramatu „Maryša”, o dziewczynie wydanej wbrew swojej woli za mąż, w roli pożeracza miłości został obsadzony... odkurzacz rumba, współczesny symbol prestiżu. A najbardziej zatwardziałymi strażniczkami patriarchatu okazują się kobiety – ubrane w suknie ślubne babka, matka i ciotki wymachują bohaterce przed oczami „Forbesem” ze zdjęciem wymarzonego zięcia: biznesmena na rozkładówce. W „Hamlet on the Road” z Teatru Radost w Brnie, w reż. Joanny Zdrady, znaczoną trupami fabułę „Hamleta” opowiada nastoletniej widowni rozśpiewana trupa w estetyce rodem z „Rodziny Adamsów”. Ale przesłanie jest poważne: nie projektujmy na dzieci własnych fobii, misji i problemów, nie zarażajmy kolejnych pokoleń przemocą.
Podobnie przewrotnie z innym klasykiem postąpił Jan Frič w Teatrze Narodowym w Pradze. „Wassę Żeleznową” Maksyma Gorkiego zmienił z czarnej tragedii z rosyjskim „przeżywaniem” w podszytą brechtowskim dystansem komedię bolesnego absurdu. Tematem jest zderzenie pokoleń. Jakby zainscenizowana z przesadą i stosem ciał niedawna internetowa dyskusja sprowokowana wypowiedzią Marcina Matczaka wyrażającego powątpiewanie, aby młodzi lewacy chcieli dziś pracować po 16 godzin na dobę na sukces, jak on w latach 90. Wassa całe życie podporządkowała pracy – prowadziła firmę żelazną ręką, tymczasem jej dorosłe dzieci czekają tylko na spadek po umierającym ojcu (jego nogi zwisają z sufitu), stryj – udziałowiec – grozi wycofaniem kapitału i wyjazdem, ratunkiem ma być powrót z zagranicy najstarszej córki, ta jednak wydaje się być na granicy załamania nerwowego. Atmosfera jak w serialowej „Sukcesji”.
Handke z zapałkami
Najważniejszym spektaklem okazała się zaś inscenizacja najnowszego dramatu noblisty Petera Handkego. „Zdeněk Adamec”, wydany w 2020 r., niedługo po Noblu, był wystawiany na festiwalu w Salzburgu (w obsadzie znalazła się m.in. partnerka autora, francuska aktorka Sophie Semin) i wiedeńskim Burgtheater (w reż. Franka Castorfa). Jednak zupełnie inaczej te Handkowe rozważania na temat osobowości, biografii, motywacji i odbioru tytułowego bohatera, 18-latka, który w 2003 r., idąc w ślady Jana Palacha, podpalił się w Pradze i zmarł zapomniany, brzmią w ustach jego rodaków.
Dušan D. Pařízek w praskim Teatrze Na zábradlí zamienia polifoniczny tekst Handkego w spór dwóch aktorów. Adamec, który zostawił enigmatycznie brzmiący list („Jestem kolejną ofiarą systemu demokratycznego, w którym to nie ludzie decydują, ale władza i pieniądze” – napisał), staje się lustrem odbijającym ich poglądy. Jeden z nich zaczyna spektakl, zwisając do góry nogami z pochyłej sceny niczym Prometeusz przybity do skały, drugi ironicznie nazywa podejście kolegi „apokaliptycznym”, protestuje przeciw mitologizowaniu biografii Adamca, puszcza muzykę i zaprasza widzów do tańca w rytm przeboju „Summer Wine”. Nie brak tu ryzykownych w kontekście realnej śmierci wygłupów, jak w scenie, w której aktorzy, odnosząc się do informacji o tym, że wśród przodków Adamca mogą być krzyżowcy, rozbierają się do czerwonych rajtuzów i zakładają puklerze.
W pięknej, finałowej, niemej scenie jeden z aktorów będzie zapalał zapałki, a drugi je zdmuchiwał. Ruchy są płynne, czynność ma wymiar rytuału, dyskusja nigdy nie ustanie, spór będzie trwał.
Czytaj też: Miloš Forman i jego paradoksy wolności
Intelektualiści relatywiści
W czeskim spektaklu ostatnia sztuka Handkego jest drugim aktem. Pierwszym jest „Samooskarżenie” z 1966 r., jeden z pierwszych utworów pisarza, przetykany fragmentami innych jego dzieł, od „Nieba nad Berlinem” przez wypowiedzi relatywizujące serbską winę w wojnie jugosłowiańskiej po wystąpienie noblowskie. Dwaj aktorzy, przebierający się za Handkego w „noblowskim” fraku, wygłaszają tekst po czesku i niemiecku, znów spierając się, dyskutując i krytykując. Upatrują misji intelektualisty w nieuleganiu łatwym sądom, poprawności politycznej i konstrukcjom językowym. Scenerią jest wynajmowany na czas spektaklu ewangelicki zbór, co nadaje tej części wymiar spowiedzi, choć bardziej przed sobą i społeczeństwem niż przed Bogiem.
Ale kontekst obu wzajemnie oświetlającym się częściom nadaje rzeczywistość. Wśród zachodnich intelektualistów, szczególnie z kręgu niemieckojęzycznego, nie brakuje dziś głosów relatywizujących winę Rosji mordującej Ukraińców. Dywagacje trwają, potok słów płynie, ludzie giną.