Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Czeski teatr w Brnie. Kuglarska tradycja, gorące tematy

Ze spektaklu „Zdeněk Adamec” Ze spektaklu „Zdeněk Adamec” Arno Declair / mat. pr.
Zakończony właśnie festiwal Divadelní svět Brno (Teatralny świat) pozwalał spojrzeć na teatr z nieco innej perspektywy. I nie tylko na teatr.

Czescy aktorzy nigdy nie zapominają, że są (tylko) aktorami, nawet najpoważniejsze tematy nasycają humorem, dystansem i ironią. Nie ma w tym żadnej pozy, jest tradycja kuglarska i piwniczna – ciekawa, bo tak różna od naszej, przesiąkniętej powagą i mesjanizmem nawet wtedy, gdy bardzo stara się od starych konwencji uciec. Zakończony właśnie festiwal Divadelní svět Brno (Teatralny świat) pozwalał spojrzeć na teatr z nieco innej perspektywy.

Czytaj też: 10 najlepszych polskich spektakli 2021

TR Warszawa, ale głównie Czechy

Impreza jest międzynarodowa. Z Polski zaproszono w tym roku TR Warszawa z „Cząstkami kobiety” w reż. Kornéla Mundruczó, reklamowanymi w Brnie jako porywający pierwowzór hollywoodzkiego filmu, który można obejrzeć na Netflixie, oraz świetną „Rewolucję, której nie było” w reż. Justyny Sobczyk nagrodzonego w ubiegłym roku Paszportem POLITYKI Teatru 21. Na otwarcie wystąpił izraelski Kibbutz Contemporary Dance Company, spektakle dla dzieci pokazywali Francuzi, węgierska kobieca grupa KV Társulat zaprezentowała interesującą, niepozbawioną ironii i sarkazmu interpretację „Medei” Eurypidesa, w której zdradzona przez męża i społeczeństwo, dla którego zostawiła rodzinny kraj, bohaterka próbuje przepracować traumę w gabinecie psychoterapeutki...

Zagraniczne przedstawienia były dodatkiem do najliczniej reprezentowanego teatru czeskiego. Samo 450-tysięczne Brno, drugie po Pradze największe miasto Czech, ma grubo ponad 20 scen. Pokazywane spektakle były zanurzone w teraźniejszości, którą komentowały przewrotnie i ze świadomością potężnego skomplikowania dzisiejszej rzeczywistości.

Rumba i „Sukcesja”

Bogatą twórczość Václava Havla, znanego z naszych scen z portretów autorytaryzmu tworzonych w konwencji teatru absurdu, reprezentowała... farsa z trzaskającymi drzwiami, zdradami i zagubioną w meandrach ludzkiej natury sztuczną inteligencją. Napisany w 1968 r. (i nagrodzony Obie Award przyznawaną przez nowojorską gazetę „The Village Voice”) „Puzak, czyli Uporczywa niemożność koncentracji” był u nas wystawiony raz, w 1968 r., za to w krakowskim Starym Teatrze i w gwiazdorskiej obsadzie: z Markiem Walczewskim, Ewą Lassek i debiutującym Jerzym Zelnikiem.

W nowym odczytaniu klasycznego, osadzonego na morawskiej wsi XIX-wiecznego dramatu „Maryša”, o dziewczynie wydanej wbrew swojej woli za mąż, w roli pożeracza miłości został obsadzony... odkurzacz rumba, współczesny symbol prestiżu. A najbardziej zatwardziałymi strażniczkami patriarchatu okazują się kobiety – ubrane w suknie ślubne babka, matka i ciotki wymachują bohaterce przed oczami „Forbesem” ze zdjęciem wymarzonego zięcia: biznesmena na rozkładówce. W „Hamlet on the Road” z Teatru Radost w Brnie, w reż. Joanny Zdrady, znaczoną trupami fabułę „Hamleta” opowiada nastoletniej widowni rozśpiewana trupa w estetyce rodem z „Rodziny Adamsów”. Ale przesłanie jest poważne: nie projektujmy na dzieci własnych fobii, misji i problemów, nie zarażajmy kolejnych pokoleń przemocą.

Podobnie przewrotnie z innym klasykiem postąpił Jan Frič w Teatrze Narodowym w Pradze. „Wassę Żeleznową” Maksyma Gorkiego zmienił z czarnej tragedii z rosyjskim „przeżywaniem” w podszytą brechtowskim dystansem komedię bolesnego absurdu. Tematem jest zderzenie pokoleń. Jakby zainscenizowana z przesadą i stosem ciał niedawna internetowa dyskusja sprowokowana wypowiedzią Marcina Matczaka wyrażającego powątpiewanie, aby młodzi lewacy chcieli dziś pracować po 16 godzin na dobę na sukces, jak on w latach 90. Wassa całe życie podporządkowała pracy – prowadziła firmę żelazną ręką, tymczasem jej dorosłe dzieci czekają tylko na spadek po umierającym ojcu (jego nogi zwisają z sufitu), stryj – udziałowiec – grozi wycofaniem kapitału i wyjazdem, ratunkiem ma być powrót z zagranicy najstarszej córki, ta jednak wydaje się być na granicy załamania nerwowego. Atmosfera jak w serialowej „Sukcesji”.

Handke z zapałkami

Najważniejszym spektaklem okazała się zaś inscenizacja najnowszego dramatu noblisty Petera Handkego. „Zdeněk Adamec”, wydany w 2020 r., niedługo po Noblu, był wystawiany na festiwalu w Salzburgu (w obsadzie znalazła się m.in. partnerka autora, francuska aktorka Sophie Semin) i wiedeńskim Burgtheater (w reż. Franka Castorfa). Jednak zupełnie inaczej te Handkowe rozważania na temat osobowości, biografii, motywacji i odbioru tytułowego bohatera, 18-latka, który w 2003 r., idąc w ślady Jana Palacha, podpalił się w Pradze i zmarł zapomniany, brzmią w ustach jego rodaków.

Dušan D. Pařízek w praskim Teatrze Na zábradlí zamienia polifoniczny tekst Handkego w spór dwóch aktorów. Adamec, który zostawił enigmatycznie brzmiący list („Jestem kolejną ofiarą systemu demokratycznego, w którym to nie ludzie decydują, ale władza i pieniądze” – napisał), staje się lustrem odbijającym ich poglądy. Jeden z nich zaczyna spektakl, zwisając do góry nogami z pochyłej sceny niczym Prometeusz przybity do skały, drugi ironicznie nazywa podejście kolegi „apokaliptycznym”, protestuje przeciw mitologizowaniu biografii Adamca, puszcza muzykę i zaprasza widzów do tańca w rytm przeboju „Summer Wine”. Nie brak tu ryzykownych w kontekście realnej śmierci wygłupów, jak w scenie, w której aktorzy, odnosząc się do informacji o tym, że wśród przodków Adamca mogą być krzyżowcy, rozbierają się do czerwonych rajtuzów i zakładają puklerze.

W pięknej, finałowej, niemej scenie jeden z aktorów będzie zapalał zapałki, a drugi je zdmuchiwał. Ruchy są płynne, czynność ma wymiar rytuału, dyskusja nigdy nie ustanie, spór będzie trwał.

Czytaj też: Miloš Forman i jego paradoksy wolności

Intelektualiści relatywiści

W czeskim spektaklu ostatnia sztuka Handkego jest drugim aktem. Pierwszym jest „Samooskarżenie” z 1966 r., jeden z pierwszych utworów pisarza, przetykany fragmentami innych jego dzieł, od „Nieba nad Berlinem” przez wypowiedzi relatywizujące serbską winę w wojnie jugosłowiańskiej po wystąpienie noblowskie. Dwaj aktorzy, przebierający się za Handkego w „noblowskim” fraku, wygłaszają tekst po czesku i niemiecku, znów spierając się, dyskutując i krytykując. Upatrują misji intelektualisty w nieuleganiu łatwym sądom, poprawności politycznej i konstrukcjom językowym. Scenerią jest wynajmowany na czas spektaklu ewangelicki zbór, co nadaje tej części wymiar spowiedzi, choć bardziej przed sobą i społeczeństwem niż przed Bogiem.

Ale kontekst obu wzajemnie oświetlającym się częściom nadaje rzeczywistość. Wśród zachodnich intelektualistów, szczególnie z kręgu niemieckojęzycznego, nie brakuje dziś głosów relatywizujących winę Rosji mordującej Ukraińców. Dywagacje trwają, potok słów płynie, ludzie giną.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną