Wiktoria Amelina, pisarka, która zginęła w rosyjskim ataku. „Ukraina zwycięży dla ciebie”
„Człowiek z łopatą” – mówi o sobie Wiktoria Amelina. Jest 24 czerwca 2023 r., trwa XI Książkowy Arsenał w Kijowie. To największy ukraiński festiwal literacki od czasu rosyjskiej inwazji, zorganizowany na przekór agresorowi i wbrew lojalnym ostrzeżeniom syren obrony przeciwlotniczej. Frekwencja dopisuje, jednak radość gremialnego spotkania mącona jest pamięcią o twórcach, którzy do Kijowa nie dotarli. Niektórzy nie dotrą już nigdy.
Człowiek z łopatą
Amelina opowiada o pośmiertnym wydaniu dziennika Wołodymyra Wakułenki – poety, autora książek dla dzieci i taty chorego Witalija. Mieszkał we wsi Kapytoliwka nieopodal miasteczka Izium. Na kilka miesięcy 2022 r. mieszkańcy tych terenów utknęli w czarnej dziurze okupacyjnych rządów. 24 marca Rosjanie wywieźli pisarza w nieznanym kierunku, wcześniej zdążył zakopać notatki w ogrodzie rodziców. Jesienią ciało Wakułenki – numer 319 – zostanie odnalezione w masowym grobie, identyfikację potwierdzą opublikowane w listopadzie wyniki badań DNA.
„Człowiek z łopatą” działa w organizacji pozarządowej Truth Hounds – zbiera relacje, rejestruje dokonane przez Rosjan zabójstwa, gwałty oraz inne akty przemocy i wandalizmu. Niesie pierwszą pomoc humanitarną i udziela moralnego wsparcia mieszkańcom wyzwolonych miejscowości. Na podwórze Wakułenków Amelina trafiła we wrześniu 2022 r., kiedy tliła się jeszcze iskierka nadziei, że Wołodymyr żyje. „Więcej napisałam w przedmowie do dziennika, poczytaj”.
Czytam: „Za moimi plecami stoi zrezygnowany ojciec Wakułenki. Ciężko oddycha, czeka. To on zaczął kopać, nic nie znalazł. A przecież, kiedy syn ukrył dziennik w ogrodzie 23 marca 2022 roku, poprosił go: »Jak przyjdą nasi, przekaż im«. Minęło pół roku, zjawiłam się w domu Wołodymyra, ale pamiętnika pod wiśnią nie było. (…) Patrzę w dół i nagle coś dostrzegam, nachylam się, aby po chwili wyjąć cienkie zawiniątko w plastikowej torebce. »Znalazłam!« – krzyczę tak radośnie, jakbym wydobyła z ziemi nie tylko dziennik czasów okupacji, lecz całą zaginioną literaturę ukraińską”.
Festiwal trwa, zaczyna się wieczór muzyki i poezji. „Na scenę zapraszamy Wiktorię Amelinę, poetkę. Dobrze słyszycie, poetkę”. Wiersze zaczęła pisać po 24 lutego – oszczędne w słowach, mocne, niemal dokumentalne. Od jakieś czasu zawsze występuje w czerni. Przypomina kobietę z własnego wiersza, która wychodzi na pole w czarnej sukni i wykrzykuje imiona sióstr „głosem ptaka w pustym niebie”.
„Po 24 lutego Ukraina stała się mieszanką milczenia i krzyku” – powiedziała w jednym z wywiadów. Amelina nie krzyczy i nie milczy, tworzy narrację. „Dom niekoniecznie jest tam, gdzie wygodnie nam się żyje, gdzie wszyscy mówią, że cię lubią. Czasem domem jest po prostu miejsce, które sobie zbudujesz” – to także jej słowa. Dom swoich marzeń wznosi z ludzkich historii. Zeznania, wspomnienia, wiersze – cegiełka po cegiełce układają się w jedną opowieść o ojczyźnie. 24 lutego zaskoczył ją na wakacjach. Kiedy na granicy z Polską ustawiały się wielokilometrowe kolejki, Amelina ruszyła pod prąd. Do domu.
Czytaj też: Wiktoria Amelina. Rozstrzelane odrodzenie
Homo compatiens
Ma 37 lat. Urodziła się 1 stycznia 1986 r. we Lwowie, w dzieciństwie krótko mieszkała w Kanadzie. Absolwentka Politechniki Lwowskiej, pracowała jako informatyczka. „I całkiem nieźle mi się powodziło” – wspomina. W ostatnich latach nieustannie komplikuje sobie życie. Debiutancką powieść wydała w wieku 28 lat. „Syndrom listopada”, portret homo compatiensa – człowieka współczującego, to jedna z niewielu dobrych prozatorskich reakcji na Rewolucję Godności lat 2013–14, a zarazem próba wpisania ukraińskiego protestu w uniwersalny kontekst wielkich zrywów moralnych.
Po udanym debiucie świeżo upieczona pisarka ostatecznie rzuciła biznes, wybierając twórczość i pracę społeczną. Należy do nielicznych ukraińskich pisarek i pisarzy bez dyplomu filologa. Nie operuje skomplikowaną literaturoznawczą terminologią, po prostu pisze. W 2016 r. wydała książkę dla dzieci „Ktoś albo wodne serce”. Dopóki Ktoś nie nauczy się czytać, nie dowie się, że jest meduzą pływającą w akwarium. A kiedy opanuje tę umiejętność, rozpocznie – a jakże! – snuć opowieść: o sobie i świecie, w którym żyje. Amelina odnalazła swoje powołanie. Najpiękniej opowiedziała o rodzinnym mieście.
Z urodzenia jest lwowianką, ale nie wszyscy wiedzą, że wychowała się w rosyjskojęzycznej rodzinie. W powieści „Dom dla Doma” (2017, polski przekład Katarzyny Kotyńskiej ukazał się w 2020 r.) pochyla się nad niepasującymi do nowych czasów mieszkańcami Lwowa – przybyszami ze wschodnich regionów Ukrainy i ich potomkami. „Przeprowadzamy dekomunizację – skomentowała – zrzucamy pomniki z postumentów. I dobrze, ale przecież nie wymażemy ze zdjęcia własnego dziadka w radzieckim mundurze. Musimy uporać się z prywatną, rodzinną pamięcią”. Dziadek z powieści Ameliny, pułkownik Armii Radzieckiej, to postać tragiczna, pełna sprzeczności i aż do bólu ukraińska – jego skrywane grzechy splatają się z zaznanymi przez niego krzywdami i nieśmiałą miłością do niepodległej ojczyzny.
Historię lwowskiej rodziny Ciłyków poznajemy za sprawą najczulszego z narratorów – pudla o imieniu Dominik, w skrócie Dom. Paszporty i narody pachną mu jednakowo, za to świetnie wyczuwa zapach dziejowych katastrof, których w mieście Lwa nie brakowało. Wie również doskonale, gdzie szukać domu – „tam, gdzie o tobie pamiętają”.
Oksana Zabużko dla „Polityki”: Jesteśmy upartym narodem
Opowieści przekonują mocniej niż kule
Czworonożny narrator powieści zadziwi każdego. Polskiego czytelnika zaskakuje coś jeszcze: problemy współczesnego Lwowa mają niewiele wspólnego z polskimi sentymentami do tego miasta. A jednak Amelina zadbała o solidne polskie tło. Akcja powieści rozgrywa się w mieszkaniu polskiego – choć z żydowskim backgroundem – pisarza. Stanisław Lem wspominał, że lubił poruszać się po mieszkaniu przy Brajerowskiej na czterech kończynach, narrator „Domu dla Doma” robi to wyłącznie w ten sposób. Amelina przerzuca jeszcze jeden most między „Wysokim zamkiem” a własną powieścią: tajemniczą żelazną skrzynię. Już w czasach Lema jej otwieranie było „aktem znacznej wagi”, bohaterowie ukraińskiej autorki nie potrafią odnaleźć do niej klucza. „Takich skrzyń i takich kluczy w całym Lwowie jest pełno” – konstatuje jedna z bohaterek.
Trudno budować przyszłość, kiedy zagubiono klucz do odczytania przeszłości, a teraźniejszość wymyka się definicjom. Amelina rozumie, że Ukraina potrzebuje mitu jednoczącego – w tym uczciwej opowieści o radzieckim minionym oraz genezie i przebiegu rosyjskiej agresji. „Jesteśmy narratorami – mówiła w obronie uwięzionego przez Rosjan Ołeha Sencowa. – Jego historia to dzieje pokojowej walki artysty przeciwko potężnemu i bezlitosnemu systemowi. To prosta historia, której boi się rosyjski reżim. Politycy i pisarze doskonale wiedzą, że opowieści przekonują ludzi skuteczniej niż kule”.
Kapytoliwka Wakułenków leży na Ukrainie Słobodzkiej. To historyczny region na wschodzie kraju. Wiktoria nazywa go rajem utraconym, pochodził stamtąd jeden z jej dziadków. Od 2014 r. często odwiedza przyfrontowe tereny na wschodzie. Walczy ze stereotypami na temat ich mieszkańców – rosyjskojęzycznych, zsowietyzowanych, rzekomo prorosyjskich. „Wina zawsze leży po stronie agresora, nie ofiar” – przypomina. Broni też rodaków, którzy po aneksji Krymu i zainstalowaniu pseudorepublik w Donbasie zostali we własnych domach. Niektórzy po to, żeby opiekować się niedołężnymi krewnymi i mieniem sąsiadów. „Nawet kwiaty na parapetach czekają na ukraińskie wojsko” – mówi.
Oczkiem w głowie Ameliny jest festiwal literacki w… Nowym Jorku. Nie chodzi o metropolię za oceanem, w której także kiedyś mieszkała, lecz o Niu Jork – osiedle typu miejskiego w obwodzie donieckim. W czasach powojennych nosił nazwę Nowhorodske, historyczną nazwę przywrócono w 2021 (rosyjska propaganda grzmiała o narzucanej odgórnie... „amerykanizacji”). Festiwal odbył się w październiku 2021 r. Przeprowadzono go mimo pandemii i bliskości linii demarkacyjnej pod hasłem „Prawdziwe nazwy. Prawdziwe historie”. Amelinie, która kierowała tym przedsięwzięciem, zależało na udzieleniu głosu mieszkańcom wschodniego bieguna Ukrainy oraz ich aktywizacji. Hasło drugiej edycji festiwalu, planowanej na jesień 2022 r., miało brzmieć „Przyszłość wolna od okupacji”.
Serhij Żadan dla „Polityki”: Na początku wojny ciągle patrzyliśmy w niebo
Wiktoria potrzebuje domu
Jest wieczór 25 czerwca 2023 r., koniec Książkowego Arsenału w Kijowie. „Z nowymi siłami ruszam na wschód” – pisze na Facebooku Wiktoria Amelina.
60 km na północ od Nowego Jorku i ok. 40 km na zachód od obecnej linii frontu leży Kramatorsk. Wiktoria odwiedzi to miasto z grupą kolumbijskich dziennikarzy. W restauracji Ria Pizza wiruje przyfrontowe życie, jadają tam dziennikarze, wolontariusze i żołnierze. Pocisk balistyczny Iskander spadnie na lokal 27 czerwca o godz. 19:32, dopiero trzy minuty później uruchomi się sygnał alarmu przeciwlotniczego. Mimo szybko udzielonej pomocy, operacji przeprowadzonej w Kramatorsku, transportu do Dniepru i dalszej hospitalizacji w tamtejszym szpitalu Wiktoria Amelina nie odzyska przytomności. Łącznie w ataku na pizzerię zginie 13 osób, 64 osoby zostaną ranne. Kolumbijscy znajomi Wiktorii nie odniosą poważniejszych obrażeń.
Amelina nie ukończyła pracy nad anglojęzycznym reportażem o rosyjskiej agresji widzianej z perspektywy ukraińskich kobiet, nie zdążyła opublikować cyklu nowych wierszy, nie ułożyła programu kolejnego donbaskiego festiwalu. Umarła 1 lipca, w dniu urodzin Wołodymyra Wakułenki. Łączy ich coś jeszcze, oboje osierocili synów.
Nadal Cię widzę, mądra dziewczyno w czarnej sukni. Słyszę, jak opowiadasz o domu, tak pięknie jak nikt inny. Ukraina zwycięży dla Ciebie. Wiktoria potrzebuje domu, w którym będą o niej pamiętać.
Autor jest tłumaczem i znawcą literatury ukraińskiej.