Nie ma lepszej rekomendacji dla pisarza niż niechęć ministra, a jeszcze lepiej premiera czy prezydenta. Kiedy więc Barbara Nowacka oznajmiła, że nie lubi poety Jarosława Marka Rymkiewicza oraz autora fantastyki Jacka Dukaja, zagotowali się inni pisarze, którym taka krytyka ze strony rządu bardzo by się przydała.
Wściekł się zapewne Piotr Macierzyński, moim zdaniem najwybitniejszy żyjący w Polsce poeta, czy Andrzej Pilipiuk, w uprawianiu fantastyki co najmniej równy Dukajowi, a przecież mniej znany. Niestety Macierzyńskiego i Pilipiuka żaden członek rządu nie ośmielił się skrytykować. A szkoda! Jeżeli Nowacka nie ma pod ręką żadnego pisarza, którego chciałaby zmieszać z błotem, polecam do przeczytania tomik wierszy „Tfu, tfu”. Po czymś takim na pewno posypią się na Macierzyńskiego gromy. I o to chodzi.
Ministrowie zniechęcają, a efekt jest odwrotny
Barbara Nowacka nie jest pierwszym ministrem edukacji, który postanowił wykopać nielubianego pisarza z listy lektur. Zamachu tego próbował dokonać Roman Giertych, któremu się nie spodobało, że w kanonie jest Witold Gombrowicz, przecież homoseksualista. Dobrze, że Giertych nie znał skłonności seksualnych pozostałych pisarzy i pisarek, bo jak zacząłby czyścić, nie zostałby już nikt. Jak udowodnił przed laty Zygmunt Freud, pewności co do cudzych i własnych upodobań miłosnych nie można mieć nigdy, wielu bowiem za kontaktami homoseksualnymi tęskni skrycie, czasem tylko w snach. Przykładem choćby Leonardo da Vinci.
Gombrowicz ocalał, natomiast z ministerstwa wyleciał – i to z wielkim hukiem – sam Giertych.