Fryderyki, nagrody polskiej branży muzycznej, wręczono po raz 31. Tym razem w formie objazdowego festiwalu: najpierw kategorie jazzowe 23 marca w warszawskim Muzeum Polin, tydzień później nagrody w dziedzinie muzyki poważnej w Katowicach, a w sobotę 5 kwietnia, na największej z trzech gal, te z kręgu rozrywki – w krakowskiej Tauron Arenie. Każde z trzech środowisk wydaje się zadowolone z indywidualnego traktowania, każde z trzech widowisk miało odpowiednią skalę i osobną oprawę, liczne występy i swój pakiet nagród specjalnych. Złote Fryderyki za całokształt twórczości odebrali (kolejno): formacja Walk Away, wybitny organista Joachim Grubich oraz Beata Kozidrak i wnuki Wojciecha Trzcińskiego w imieniu swojego zmarłego niedawno dziadka. Wczorajsze rozrywkowe Fryderyki – a przy tym tegoroczne statystyki w całości – zdominował Krzysztof Zalewski.
Zalewski galę otworzył występem w Tauron Arenie, wykonując głośne w zeszłym roku, odważne i autobiograficzne „Zgłowy”, a później schodził z pola widzenia kamery nie częściej niż prowadząca wieczór Gabi Drzewiecka. Jako główną konkurentkę miał, także obecną na miejscu, laureatkę dwóch Fryderyków Kaśkę Sochacką. Sam gratulował jej osiągnięć, a przy tym rzucał komentarze na różne tematy. Wygrał trzy z 14 kategorii, odbierając statuetki za singiel, album i zdobywając tytuł Artysty roku. A przede wszystkim – był.
Czytaj też: Krzysztof Zalewski dla „Polityki”: Oto moje miękkie podbrzusze, możecie mnie dźgać
Fryderyki: gala gigant
Na standardowe pytanie, „kto odebrał statuetki Fryderyków”, trudno było bowiem w tym roku odpowiedzieć w sposób jednoznaczny.