W dawnej stoczni rządzą deweloperzy. Co poszło nie tak na Młodym Mieście w Gdańsku?
Tereny postoczniowe w Gdańsku jeszcze dziesięć lat temu wyglądały jak Detroit. Pasowały do amerykańskiego pasa rdzy, rozpościerał się tam krajobraz rodem z filmów katastroficznych. Oczekiwania związane z reanimacją miejsca o takim potencjale symbolicznym były wielkie, a na ruinach pojawili się deweloperzy. Prace ruszyły w drugiej połowie ubiegłej dekady, zmiany nabrały tempa zwłaszcza przez ostatnie pięć lat. Beton leje się gęstymi strumieniami, powyrastały ogromne apartamentowce. Coś poszło nie tak.
Czytaj też: Warszawa będzie miała ołówkowiec. Co to za moda w architekturze?
Znikający ECS
Sala BHP, gdzie 45 lat temu podpisano porozumienia sierpniowe, dziś wygląda jak anomalia. Maleńki obiekt został przytłoczony blokami, zabytek nie przystaje do otoczenia i tej nowej rzeczywistości. W przeciwieństwie do wielu nieistniejących już postoczniowych obiektów, wyburzenie jednak mu nie grozi, co zapewnia zabytkowy status.
Obok jest też symbol tej nowej dzielnicy – Europejskie Centrum Solidarności (ECS). Kilka lat temu ECS był doskonale widoczny z każdej strony. Samotny okręt na ruinach legendarnej stoczni był zjawiskiem. To już przeszłość, architektoniczna ikona Gdańska powoli znika, przykryta napierającymi zewsząd budynkami. Tylko plac Solidarności uniemożliwia zabudowę od frontu. Jedna z najciekawszych realizacji w mieście zostaje przytłoczona przez architekturę po prostu przeciętną.
Zmiany są już nieodwracalne. Budynek-symbol stracił dawną siłę rażenia, odebrano mu oddech. Co smutniejsze, jedynie ECS jest obiektem, który na terenach postoczniowych przykuwa uwagę.