Wajda: ojciec założyciel
Wajda według Pasikowskiego dla „Polityki”: Sierotami zostaliśmy jak Grecy po śmierci Homera
JANUSZ WRÓBLEWSKI: Co nam przekazał w genach Andrzej Wajda?
WŁADYSŁAW PASIKOWSKI: To drażliwa kwestia… Filmowcom: uczciwość artystyczną w stosunku do widza, a dostosowaną do możliwości powstawania filmów. Czy „uczciwość dostosowana” jest ciągle uczciwością? Lepsza taka niż żadna, moim zdaniem i pewnie pana Andrzeja także. To można nazwać pragmatyzmem. I ten pragmatyzm pojawia się w całej jego twórczości. Na przykład miejsce zdjęć kazał wybierać nie dalej niż 60 km od wytwórni. Być może 5 km dalej było piękniejsze, bardziej funkcjonalne, lepsze, ale było za daleko. Dojazd zajmował zbyt dużo czasu, a na tym cierpiał efektywny czas dnia zdjęciowego. Nie było warto.
Co polskie kino i polska kultura straciły po śmierci mistrza?
Ojca założyciela. Sierotami zostaliśmy jak Grecy po śmierci Homera, beatnicy po odejściu Kerouaca, tancerze, gdy Fred Astaire przestał stepować. Straciliśmy artystę i intelektualistę, który miał moralny nakaz i odwagę mówić nam: „Jest inaczej”. Nam – w sensie niewolnikom i panom – i nam wszystkim wolnym, gdy już nimi zostaliśmy; i nie powie nam nic nowego, gdy na powrót damy sobie założyć pęta.
Wajda wierzył, że zadaniem kina jest gryźć polską duszę. Czy jego filmy wciąż drażnią wyobraźnię Polaków?
Ostatnio Juliusz Machulski napisał dwie powieści, w których lansuje tezę, że wręcz odwrotnie, że to Munk był tym niepokornym i że gdyby żył, kinematografia polska byłaby inna, a przynajmniej bardziej różnorodna. Myślę, że nie ma co antagonizować tych dwóch artystów. Pan Andrzej zostawił ponad 50 filmów i wiadomo, jaki był. Munk ze trzy i tylko możemy się domyślać, jaki by był. Widocznie Juliusz czuje się spadkobiercą Munka, a ja chciałbym wyszarpnąć choć część ze schedy po panu Andrzeju.