Parę faktów: w zeszłym roku odbył się w Warszawie pierwszy festiwal filmów rosyjskich Sputnik, ciesząc się ogromnym zainteresowaniem publiczności. Co i rusz w Krakowie, Poznaniu czy Wrocławiu organizowane są tygodniowe programy z produkcjami ostatniej dekady czy retrospektywy Tarkowskiego, Konczałowskiego czy Michałkowa. Na Warszawskim Festiwalu Filmowym, Lubuskim Lecie Filmowym w Łagowie czy Erze Nowe Horyzonty we Wrocławiu rok w rok pokazywanych jest kilka pozycji rosyjskich i często zdobywają one nagrody ("Wyspa" Pawła Łungina, "Grając ofiarę" Kiryła Serebrennikowa, czy "Podróżowanie ze zwierzętami domowymi" Wery Storożowej). Wreszcie w dystrybucji były niedawno ciepło przyjęte "Euforia" Iwana Wyrypajewa czy "Ładunek 200" Aleksieja Bałabanowa. Nie tylko piłka nożna, ale i kino z Rosji ostatnio w ostrej ofensywie.
Nie może to dziwić w kraju z taką tradycją i tak ogromną roczną produkcją. Pytanie, czy polscy dystrybutorzy i organizatorzy imprez dają nam pełną szansę zapoznania się z tym bogactwem? Aby na nie opowiedzieć, najlepiej pojechać do źródeł. W Moskwie odbył się główny Międzynarodowy Festiwal Filmowy, niemniej dla rodzimego rynku istotniejszy jest wcześniejszy Kinotawr, który w tym roku już po raz 19. odbył się w Soczi, między 7 a 15 czerwca. To najlepsza okazja do zapoznania się z przekrojem kina rosyjskiego, a że jeszcze ma miejsce w kurorcie położonym u skrajów Kaukazu nad Morzem Czarnym - tym lepiej dla gości!
Festiwal połączony jest z rynkiem, na który zjeżdżają się producenci, by promować swoje najnowsze, zazwyczaj wprawdzie komercyjne, produkcje; w tym roku dał się zauważyć "Admirał Kołczak" Andrieja Krawczuka i "Ironia losu: ciąg dalszy" Timura Bakmambetowa. Kinotawr ma charakter ludyczno-artystyczny. W części pierwszej przede wszystkim ceremonia otwarcia i zamknięcia.