"Skradzione oczy” to produkcja bułgarsko-turecka, ale proszę się nie zniechęcać. Akcja tego kameralnego dramatu politycznego rozgrywa się w schyłkowym okresie reżimu Teodora Żiwkowa, który w latach 80. ubiegłego wieku zapragnął pozbyć się tureckiej mniejszości, twierdząc, że zagraża ona interesom narodowym kraju. Z dnia na dzień 300 tys. muzułmanów zamieszkujących górskie rejony północno-zachodniej Tracji zakazał obchodzenia religijnych świąt, zakładania tradycyjnych ubrań, posługiwania się dialektem i używania rodowych islamskich imion.
Film Radoslava Spassova pokazuje realizację tego koszmarnego pomysłu, zakończonego wypędzeniem do Turcji wszystkich Pomaków (bułgarskojęzycznych muzułmanów) w maju 1989 r. Czystka etniczna, choć stanowi serce filmu, ukazana jest w poetyckiej perspektywie na przykładzie losów dwójki młodych ludzi: dumnej nauczycielki (Vesela Kazakova) buntującej się przeciwko bułgaryzacji oraz nadwrażliwego rekruta, wcielonego przymusowo do armii (Valeri Yordanov), który podczas pacyfikacji zabija przypadkowo jej dziecko.
Znaczna część opowieści rozgrywa się w domu wariatów, gdzie na skutek doznanego szoku trafiają oboje. Spassov unika oskarżycielskiego tonu, w jego filmie, zredukowanym niemal do kilku symbolicznych obrazów, pobrzmiewają pojednawcze tony, skłaniające obie strony do refleksji i wybaczenia.