Jesiennego dnia 1849 r. w hotelu Ryana w Baltimore znaleziono nieprzytomnego człowieka. Ów człowiek to Edgar Allan Poe. Kilka dni później pisarz umiera. W 2006 r. inny amerykański pisarz Matthew Pearl pisze powieść „Cień Poego”, by rozwiązać zagadkę śmierci sprzed lat.
Już w 1849 r. okoliczności zgonu Edgara Allana wydawały się dziwne. Dlaczego pisarz znalazł się wówczas w Baltimore, choć powinien być w drodze do Nowego Jorku? Dlaczego miał na sobie cudze, o dwa numery za duże ubranie? Co robił w hotelu, który akurat wtedy przemianowano na siedzibę jednego z okręgów wyborczych? I wreszcie – co było powodem śmierci? W połowie XIX w. odpowiedzią na te pytania był, powszechnie podkreślany, fatalny styl życia poety. Ponure dzieciństwo, sieroctwo, ślub z trzynastoletnią Wirginią Clemm i śmierć młodej żony, alkohol, narkotyki (Poe, wedle jednej z legend, uchodzi za pierwszego propagatora opium w Ameryce), depresja. I lekceważenie ze strony literackiej publiczności.
Powieściowy pomysł Matthew Pearla nie polega jedynie na konfrontowaniu starszych i nowszych hipotez dotyczących zgonu Poego. Otóż Quentin Clark dowiaduje się, że w Paryżu żyje pierwowzór postaci Augusta Dupina, bohatera „Morderstwa przy rue Morgue” – utworu powszechnie dziś uważanego za pierwsze w literaturze światowej opowiadanie detektywistyczne. Amerykański prawnik wyrusza więc do Paryża, by pierwowzór detektywa odnaleźć i nakłonić do podróży do Nowego Świata. No bo kto – myśli Clark – jeśli nie ten geniusz obdarzony umiejętnością analitycznego myślenia wyjaśnić może tajemnicę śmierci Poego?
Nie odbierając czytelnikom przyjemności lektury powiedzmy, że pomysł Quentina nie okaże się prosty w realizacji. Choćby dlatego, że do Ameryki przybędą dwaj ludzie podający się za pierwowzór Dupina, a także piękna zawodowa zabójczyni. A komplikacji będzie jeszcze więcej.
Istotniejsze od fabuły jest z pewnością to, że Pearl znakomicie czuje się w realiach dziewiętnastego stulecia, czemu dał zresztą wyraz już w debiutanckiej bestsellerowej powieści „Klub Dantego”. Wówczas amerykańscy profesorowie Harvardu i poeci skupieni wokół wspominanego już Longfellowa zajmują się serią morderstw inspirowanych scenami z „Boskiej komedii”. Tym razem – w „Cieniu Poego” – Pearl zwraca uwagę na detale tworzące koloryt epoki. Portretuje państwo policyjne po ustanowieniu we Francji w 1848 r. republiki, pisze o obyczajach w spelunkach Paryża, wspomina o różnicy między funkcjonowaniem poczty w Ameryce i nad Sekwaną. Dodajmy tylko, że ta ostatnia kwestia odegra w całej opowieści niebagatelną rolę.
Tak naprawdę „Cień Poego” można czytać co najmniej na dwa sposoby. Po pierwsze – jako przypowieść o literaturze i przygodach detektywów. To już przecież August Dupin, a po nim dopiero Sherlock Holmes uczyli, że detektyw to ktoś, kto „czyta” pozostawione znaki i ślady. Tak jak i czytelnik musi wczytać się w tekst, by „odkryć” sens opowieści. Zwłaszcza że – i to jest druga, poważniejsza możliwość odczytywania „Cienia Poego” – to jest opowieść o tym, czy w świecie pozorów, fantazji, urojeń i różnych punktów widzenia istnieje niewzruszona prawda. Pytanie to zresztą dręczyło samego Poego, a dowodem tej udręki jest właśnie postać detektywa Augusta Dupina.
Matthew Pearl, Cień Poego, przeł. Paweł Łopatka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s. 508