Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Międzynarodowe Czytanie

Fragment książki: „Koniec liberalizmu, jaki znamy. Requiem dla polityki tożsamości”

Każdy katechizm ma to do siebie, że czasem staje się sztywny i sformalizowany, aż w końcu odrywa się od rzeczywistości społecznej. Taki właśnie los spotkał amerykański liberalizm w latach 70.

Wraz z warszawskim Teatrem Studio redakcja „Polityki” proponuje swoistą alternatywę – lub uzupełnienie – do czytanych podczas Narodowego Czytania „nowel polskich”. Wyboru książek dokonało jury, w którego skład weszli: filozofka Agata Bielik-Robson, pisarka Małgorzata Rejmer, zastępca dyrektora Teatru Studio Tomasz Plata oraz nasi redakcyjni koledzy Justyna Sobolewska i Edwin Bendyk. Jedną z naszych propozycji jest książka „Koniec liberalizmu, jaki znamy. Requiem dla polityki tożsamości”, której fragment publikujemy poniżej.

***

Okładka książki „Koniec liberalizmu, jaki znamy. Requiem dla polityki tożsamości”mat. pr.Okładka książki „Koniec liberalizmu, jaki znamy. Requiem dla polityki tożsamości”

Każdy katechizm ma to do siebie, że czasem staje się sztywny i sformalizowany, aż w końcu odrywa się od rzeczywistości społecznej. Taki właśnie los spotkał amerykański liberalizm w latach 70. Do zasady mówiącej, że działania wspólnotowe na rzecz dobra publicznego są uzasadnione, dodał wyznanie wiary mówiące, że podatki, wydatki, regulacje i wyroki sądowe były zawsze najlepszym środkiem do osiągnięcia tego celu. W latach 80. można już było znaleźć niezliczone powody skłaniające do tego, by wątpić w przekonanie, że rząd wiedział, co robi, i że był w tym, co robi, godny zaufania. […]

Najgłupsze jednak było to, że liberałowie w coraz większym stopniu zaczęli odwoływać się do sądów, by obejść proces legislacyjny, kiedy ten nie dostarczał im tego, czego chcieli (i czego chciałem także ja). Wyroki zapadały masowo w rozmaitych kwestiach – od ochrony rzadkiego gatunku ryb po sprawy znacznie bardziej kontrowersyjne, takie jak dostęp do aborcji, walka z segregacją rasową czy dowożenie dzieci z czarnych dzielnic do szkół w białych dzielnicach [school busing]. Liberałowie utracili nawyk wyczuwania opinii społecznej, budowania konsensu, a następnie poruszania się do przodu metodą małych kroków. W ten sposób społeczeństwo stawało się w coraz większym stopniu podatne na prawicowe twierdzenie, jakoby władza sądownicza była jedynie monarszym przywilejem wykształconej elity. Ten zarzut utrwalił się i od tego czasu proces akceptacji nominacji sędziowskich stał się skrajnie upartyjniony. Dziś dominuje w nim prawica. Wszystkie te czynniki razem przyczyniły się do przekonania rosnącej liczby Amerykanów, że nawet gdyby chcieli pracować wspólnie, to działania administracji rządowej będą nieskuteczne, zbyt drogie i pozbawione kontroli. W tym momencie na scenę wkracza Ronald Reagan. […]

Dzięki przywołaniu obrazu lepszego, moralnie niewymagającego życia w mniej rozpolitykowanej Ameryce, Reaganowi udało się zjednoczyć Partię Republikańską, która po przejściu afery Watergate była podzielona i niezdyscyplinowana, zupełnie jak Partia Demokratyczna dziś. Łączyła liberalnych patrycjuszy ze Wschodniego Wybrzeża; przepełnionych żalem południowców oraz należących do mniejszości etnicznych robotników ze Środkowego Zachodu, którzy porzucili Partię Demokratyczną; wolnorynkowców, dla których ważna była tylko ta kwestia; antykomunistycznych bojowników; szalonych wyznawców teorii spiskowych; przywódców religijnych zniesmaczonych przemianami kulturowymi z lat 60.; oraz – to całkiem istotna grupa – konserwatywne kobiety, które feminizm uznawały za atak na siebie w ich rolach matek i gospodyń domowych. Była to koalicja zróżnicowana zarówno pod względem ideowym, jak i charakterologicznym. Ale brakowało jej wspólnej wizji tego, jaka Ameryka była i jaka mogłaby się stać. Kiedy Reagan tę wizję zaoferował, partia przestała być koalicją, a stała się ideologicznie zjednoczoną siłą o dużym wyborczym potencjale i zaczęła działać niczym – jak zwykł mawiać nasz obecny prezydent – „dobrze naoliwiona maszyna”. […]

Po wyborze Reagana strategia republikanów opierała się na dwóch filarach. Pierwszy z nich zakładał pracę u podstaw, zakorzenienie partii tak, by była w stanie wygrywać wybory na poziomie lokalnym i stanowym, potem wybory do Kongresu, a następnie wybory prezydenckie. Gdy chodzi o prezydenturę, liberałowie z Partii Demokratycznej cierpią najwyraźniej na „kompleks tatusia” i to nawet wtedy, kiedy ich kandydatem jest kobieta. Zamiast skupić się na żmudnym zdobywaniu poparcia ludzi na poziomie lokalnym, koncentrują się na mediach ogólnokrajowych i poświęcają energię na próby wygrania prezydentury co cztery lata. […]

Filar drugi polegał na tworzeniu kadr w drodze edukacji politycznej. Republikanie poszukiwa­li zamożnych darczyńców, by zakładać fundacje i think tanki. Funkcjonowały one jako bezpieczna pozauniwersytecka przestrzeń, w której wypracowywano reaganowski katechizm – dokument, który początkowo mógł się zmieścić na barowej serwetce, ale z czasem przekształcił się w całą bibliotekę popularnych książek i akademickich studiów z zakresu polityki. Organizowali obozy letnie, na których studenci czytali teksty Arystotelesa, Alexandra Hamiltona i Friedricha Hayeka, a następnie uczyli się łączyć je ze sobą. […] Finansowali również gazety uniwersyteckie i ogólnokrajowe organizacje, takie jak Towarzystwo Federalistyczne [Federalist Society], które przedstawia studentom „oryginalistyczny” sposób interpretacji prawa konstytucyjnego i działa jako biuro pośrednictwa pracy dla młodych prawników poszukujących asystentury lub zatrudnienia w charakterze wykładowcy akademickiego. Ta jedna organizacja zrewolucjonizowała sposób nauczania oraz interpretowania prawa w tym kraju, a tym samym – sposób rządzenia. Jest owocem stosowanej przez konserwatystów strategii wychowawczej. Ojcowie i dziadkowie ruchu, z których część była niegdyś trockistami, intuicyjnie rozumieli, że aby doprowadzić do trwałej zmiany, ruch będzie musiał zbudować i utrzymać kadry, a następnie wysłać je z pełnymi plecakami w długi marsz przez instytucje. Celem tego marszu było rozmontowanie rządu najpierw przez przejęcie nad nim kontroli. Cele antypolityczne miały więc zostać zrealizowane za pomocą politycznych środków.

Mark Lilla, „Koniec liberalizmu, jaki znamy. Requiem dla polityki tożsamości”, przeł. Łukasz Pawłowski, Fundacja Kultura Liberalna

Przeczytaj inne fragmenty z dwudziestki wybranych przez nas książek »

.mat. pr..
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama