Wreszcie dzieło życia wybitnego polskiego pianisty i kompozytora zabrzmiało w kraju jego urodzenia. Andrzej Czajkowski spędził większość życia za granicą, przede wszystkim w Wielkiej Brytanii, z której kulturą, a zwłaszcza z twórczością Szekspira, czuł się szczególnie związany, jednak English National Opera odmówiła wystawienia jego jedynej opery – „Kupca weneckiego”. Prapremiera odbyła się dopiero w niemal trzy dekady po powstaniu, w zeszłym roku na festiwalu w Bregencji. Spektakl ten otrzymał Międzynarodową Nagrodę Operową w kategorii prapremier. Został wyprodukowany wspólnie z Operą Narodową i teraz przyszła kolej na zaprezentowanie go w Warszawie.
Inscenizacja Warnera jest dość problematyczna: przenosi akcję z Wenecji do edwardiańskiej Anglii, w scenie prześladowania Shylocka reżyser przebiera prześladowców w mundury i w stroje Ku-Klux-Klanu; w Warszawie na dodatek śpiewak wykonujący rolę Shylocka (Lester Lynch) jest czarnoskóry, co piętrzy jeszcze kwestię jego wykluczenia. Dla kompozytora ważniejszy jest jednak wątek przyjaźni (w domyśle homoseksualnej) Antonia i Bassania, wciśnięty między komedie omyłek i przebierań z Portią i Nerissą. Muzyka zaskakuje barwnością, konsekwencją i mimo iż można ją kojarzyć ze stylistyką Albana Berga i szeregu innych kompozytorów, ma zdecydowany indywidualny rys.
Andrzej Czajkowski, Kupiec wenecki, reż. Keith Warner, Teatr Wielki-Opera Narodowa w Warszawie