Oby to była ostroga do pilnie potrzebnej zmiany społecznej. W ramach akcji „Piątki dla Przyszłości” na całym świecie, w ponad setce krajów i 2 tys. miejsc, 15 marca zastrajkowali uczniowie i studenci. Domagają się od polityków, by porzucili wykręty i wreszcie powstrzymali zmianę klimatu. I tyle.
To protest niezwykły. Zaczęło się od nastoletniej Szwedki Grety Thunberg, jej pikiety pod szwedzkim parlamentem i wystąpień na konferencjach, podczas których różne dorosłe ważniaki – jak w Davos – podobno radzą, jak poukładać świat, a młodym urządzić przyszłość. Greta ma już nominację do Pokojowego Nobla, a nagroda nie byłaby przesadą, skoro piątkowa akcja uwalnia taką energię.
Czytaj także: Jak nasza dieta wpływa na globalne ocieplenie?
Jak zareagują dorośli?
Pytanie, co starsi z tą energią zrobią. Jedni ministrowie, jak szef brytyjskiego resortu zajmującego się środowiskiem, trzymają za strajki kciuki. Inni załamują ręce. Rekordy paternalizmu pobił niemiecki minister gospodarki, sięgający po bałamutne argumenty. Też by poprotestował z młodymi, ale w sobotę lub w niedzielę, bo w dni powszednie to już niechętnie, nie można opuszczać zajęć. Kto chce zmieniać świat, musi być dobrze wykształcony. Organizatorzy niemieckich strajków odpowiedzieli ministrowi, że nie ma czasu, trzeba działać.
Protest ma zasięg globalny, odbywa się cyklicznie, teraz wezbrał na sile. Chyba nigdy wcześniej nie udało się jednocześnie wyprowadzić na ulice tak wielu tak młodych ludzi z tak różnych społeczności, kultur czy wręcz cywilizacji, skupionych wokół jednego problemu.