Awans reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy (zagramy na nich czwarty raz z rzędu) kończy podsycanie tematów zastępczych, które wrzucano raz po raz w związku z tym, że piłkarze grali ostatnio grubo poniżej oczekiwań.
Jakim selekcjonerem jest Jerzy Brzęczek?
Wśród owych „wrzutek” niepodzielnie królowało podważanie kompetencji selekcjonera Jerzego Brzęczka, jego charyzmy oraz zdolności do budowania autorytetu wśród piłkarzy, mających w większości do czynienia w klubach z fachowcami z o wiele bardziej imponującym CV.
Atmosfera w reprezentacji rzekomo miała być tak fatalna, tak że nawet piłkarzowi Glikowi po meczu z Łotwą puściły nerwy i publicznie zarzucił kolegom, że zamiast grać zespołowo, usiłowali urządzać indywidualne popisy. Natomiast kapitan Lewandowski był już do tego stopnia zniesmaczony postawą kolegów, że ostentacyjnie pominął w piątek wyczekujących na niego po meczu w Rydze dziennikarzy.
Świetnie zorientowani, od razu podpowiedzieli, dlaczego: po prostu zamiast powiedzieć parę słów za dużo, wolał milczeć. A o kim wolał milczeć, to się ma rozumieć samo przez się – o selekcjonerze Brzęczku niemającym większego pojęcia, w jaki sposób indywidualny potencjał piłkarzy przekuć na kolektywny efekt.
Czytaj też: Polska piłka, produkt futbolopodobny
Ile jest wart ten sukces?
Fachowość Brzęczka póki co ocenić trudno, choć na pewno nie przysporzył sobie popularności, powołując piłkarzy niegrających na co dzień w klubach, na czele z własnym siostrzeńcem Kubą Błaszczykowskim.