Niespodziewana popularność Zenona Martyniuka wydaje się zaskakująca. Od blisko 20 lat zajmuję się propagandą, dezinformacją i manipulacją m.in. w kontekście wojny informacyjnej i zauważam pewne analogie, których ludzie niezajmujący się zawodowo tym tematem pewnie nie widzą. Uporczywie czytam klasyków, takich jak Vladimir Volkoff (urodzony we Francji wieloletni pracownik kontrwywiadu walczący z radziecką agenturą, potomek rosyjskich imigrantów) czy Noam Chomsky (amerykański filozof i lingwista), którzy też rzucają nieco światła.
Czytaj także: Humor rodem z PRL
Żarty z towarzysza Breżniewa
Cofnijmy się w czasie i przenieśmy za wschodnią granicę, a analogie nasuną się same. Przełom lat 60. i 70. w ZSRR i całym obozie socjalistycznym to czas kryzysu i stagnacji, a w efekcie narastającego niepokoju społecznego. W Związku Radzieckim napięcie rozładowywano żartami. Nie wszystkie podobały się władzy, a niektóre ośmieszały jej autorytet. Stąd słynne powiedzenie „sześć na dziewięć” (nawiązanie do wymiarów klatki filmów fotograficznych) – sześć lat dla tych, co słuchają, i dziewięć dla tych, co opowiadają.
Szczególnie dużo dowcipów powstało o Leonidzie I. Breżniewie, Sekretarzu Generalnym KPZR, faktycznym przywódcy ZSRR. Niektóre były dosadne, czasem wręcz obraźliwe. Breżniew ponoć tych żartów nie znosił, ale w meldunkach o nastrojach mu o nich donoszono. Spływały z różnych instytucji (takich jak KGB, organa partyjne, milicja, władze wykonawcze republik i krajów związkowych), a żadna nie miała odwagi czegokolwiek zataić, bo i tak wszystko wyszłoby na jaw. Był nawet taki dowcip: „Towarzyszu Breżniew, jakie jest wasze hobby? Zbieram dowcipy na swój temat. Dużo ich macie? No, już pełne trzy łagry...”.
Żeby Breżniewowi nieco ulżyć, w 1968 r. przewodniczący KGB Jurij Andropow wymyślił film – poważny, podniosły, ale i prowokujący do żartów. Chodziło o to, by przekierować uwagę dowcipnisiów z przywódcy na fikcyjnego bohatera. Powstał majstersztyk. Film, a właściwie serial „Siedemnaście mgnień wiosny” pobił wszelkie rekordy oglądalności i wciąż odbija się echem. Zapewne tysiące ludzi cytujących go dzisiaj nigdy nie widziało filmu i nie kojarzy, kim był Stierlitz. Dowcipy wciąż jednak krążą, a żarty z Breżniewa dawno ucichły.
Czytaj także: ZSRR w epoce Breżniewa
Płk Stierlitz, bohater ZSRR
Materiał powstawał od 1970 r. pod ścisłym nadzorem KGB, a głównym konsultantem został zastępca przewodniczącego służb gen. armii Siemion K. Cwigun, historyk z wykształcenia. Przy filmie pracował też płk KGB Georgij W. Pipija. Obaj występują w czołówce pod pseudonimami: S.K. Miszin i G.W. Kołch. 12 odcinków „Siedemnastu mgnień wiosny” opowiadało zaś fikcyjną historię radzieckiego szpiega Maksima M. Isajewa, osadzonego w kierownictwie gestapo jako Standartenführer (pułkownik) Max Otto von Stierlitz.
Obejrzałem „Siedemnaście mgnień wiosny” w polskiej telewizji w połowie lat 70. Najbardziej lubię scenę, gdy płk SS von Stierlitz w swoim luksusowym apartamencie piecze w kominku ziemniaczki w mundurkach pod wódeczkę. Jak tu zachować powagę?
Dowcipy o Stierlitzu wysypały się szybko po premierze filmu w sierpniu 1973 r. Wśród nich taki: idzie Stierlitz ulicą i zamyślił się. Spodobało mu się, więc zamyślił się jeszcze raz. Żarty tak się rozpowszechniły w ZSRR, że pisarz Dmitrij L. Bykow nazwał Stierlitza „głównym bohaterem Związku Radzieckiego”. Naród dał spokój Breżniewowi, który mógł się oddać swej prawdziwej pasji: kolekcjonowaniu odznaczeń na własnej piersi.
Zenonian Rhapsody
Jako wierny uczeń Valdimira Volkoffa widzę pewne związki przyczynowo-skutkowe: popularność Zenona Martyniuka wybuchła z całą mocą kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi. Trudno nie odnieść wrażenia, że została nadmuchana. Mieszkam na wsi i wiem, że na terenach rolnictwem i zasiłkami socjalnymi stojących Zenon i disco polo są niezwykle popularni. Trochę to ludowe usia-siusia, trochę dyskotekowe umpa-umpa, wpada w ucho, dobrze się komponuje z grillem i odpowiednią ilością napoi wszelakich. Być może przy disco polo trzeba silnego znieczulenia.
Gdy na ekrany wszedł „Zenek”, znany w internecie jako „Zenonian Rhapsody”, media społecznościowe zapełniły się memami. Swoją drogą ciekaw jestem, czy podobieństwo plakatów do filmu o Zenonie i o grupie Queen, na którym artysta na tle tłumu unosi w górę palec (inny niż w przypadku Joanny Lichockiej), jest przypadkowe, czy zamierzone. Właśnie ten plakat okazał się źródłem prześmiewczych memów.
Ubywa za to memów i dowcipów na temat prezydenta Andrzeja Dudy. A przecież był dotychczas bardzo wdzięcznym obiektem, głównie dzięki przebogatej mimice. Dostrzeżono w nim nawet pewne podobieństwo do Romana Kłosowskiego, zwłaszcza w roli inżyniera Maliniaka z „Czterdziestolatka”.
Jest sprawą oczywistą, że dziś trudno lansować na prezydenta bohatera niezliczonej liczby obrazkowych dowcipów. W roli „głównego bohatera RP” prezydenta powoli zastępuje Zenek. Sam uśmiałem się z małego pudełka z dwoma klawiszami i podpisem: „na tym instrumencie Zenek tworzył swoje największe przeboje”. Albo z porównania do Kopernika: wstrzymał kulturę, ruszył chałturę. Kapitalnie wygląda też głowa artysty wmontowana w zdjęcie pomnika Fryderyka Chopina w Łazienkach.
KGB wyśmiewa GRU
Na koniec ciekawostka o „Siedemnastu mgnieniach wiosny”. Von Stierlitz, na co dzień poruszający się horchem z rejestracją WKR-821, w jednej ze scen przemyca antyfaszystę pastora Fritza Schlaga przez Alpy w fordzie z rejestracją 21-47-GRU. Pisane cyrylicą! Alpy udawał Kaukaz, a scenę nakręcono w Gruzji. GRU to ówczesna rejestracja z tego kraju. Nikomu ten skrót wtedy nic nie mówił. Ale oficerowie wywiadu wojskowego – Gławnoje Razwiedywatielnoje Uprawljenie (GRU) – zgrzytali zębami. KGB nie mogło się powstrzymać, by nie wyśmiać rywali. Wnioski? Trzeba by równie uważnie obejrzeć film o Zenku.
Czytaj także: Szpiegowskie metody KGB i FSB