Ludzie i style

I po co te emocje?

I po co te emocje? Troska o innych to też jest praca. Kosztowna i niedoceniana

Pracę emocjonalną uważa się za naturalnie kobiece powołanie. Pracę emocjonalną uważa się za naturalnie kobiece powołanie. Basia Dziedzic
Stereotypowo to kobiety uważa się za istoty uczuciowe i opiekuńcze. A gdyby tak uznać za pracę ich troskliwe uśmiechy i zarządzanie emocjami innych?

Dbanie o nastrój innych kosztem swojego samopoczucia – w pracy, domu, rodzinie – jest wyczerpujące. Jest też najczęściej niedostrzegane, a więc niedoceniane. To wysiłek, który w dużej mierze spoczywa na kobietach. A gdyby uznać, że jest to praca? Badaczki społeczne już dawno to zauważyły. Pojęcie pracy emocjonalnej wprowadziła jeszcze pod koniec lat 70. XX w. amerykańska socjolożka Arlie Russell Hochschild, pionierka badań nad rolą emocji w środowisku pracy. Pracą emocjonalną był wtedy m.in. wystudiowany uśmiech i uprzejmość kelnerek, stewardes, pracownic branż usługowych. Generalnie – wysiłek, który wkładamy w rozmaite relacje po to, żeby było miło.

Dziś zainteresowanie badaczek pracą emocjonalną zawędrowało dalej: do naszych domów. Zgodnie z rozszerzoną definicją zaproponowaną m.in. przez Rose Hackman, brytyjską dziennikarkę i autorkę książki „Praca emocjonalna. Jak niewidzialna praca kształtuje nasze życie i jak poznać się na własnej sile”, jest nią i pocieszanie, i gaszenie konfliktów rodzinnych, i tłumienie własnych emocji, by podtrzymywać poprawne relacje z rodziną partnera.

Dlaczego uważa się pracę emocjonalną za naturalnie kobiece powołanie? Czy kobiety powinny zacząć tej pracy unikać? Odmawiać jej wykonywania, skoro tak się nią je obciąża? Przeciwnie, empatia i troska są fundamentami społeczeństwa. Na potwierdzenie Rose Hackman cytuje słynną antropolożkę Margaret Mead, która za najwcześniejszy dowód na rozwój cywilizacji uznała zrośniętą kość udową pewnego prehistorycznego człowieka. Dlaczego? Bo to oznacza, że ktoś musiał pielęgnować ranną osobę – polować dla niej, przynosić żywność, służyć jej, poświęcać się, do czasu, aż ranny znowu stanął na nogi. Wcześniejsze społeczności nie mogły sobie pozwolić na taką litość.

Polityka 22.2025 (3516) z dnia 27.05.2025; Ludzie i Style; s. 94
Oryginalny tytuł tekstu: "I po co te emocje?"
Reklama