Szon patrole, łowcy dziewczyn. To prawdziwy trend czy naciągany? Skupmy się na faktach
Hasło „szon patrol” było słychać przez całe wakacje w różnych zakątkach internetu, np. na filmiku z łódzkiego festiwalu muzycznego, gdzie tańcowało kilku młodzieńców w charakterystycznych odblaskowych kamizelkach. Ale dopiero koniec laby i początek szkoły sprawił, że o zjawisku zrobiło się głośno. To w końcu czas, gdy media przypominają sobie o istnieniu dzieci i młodzieży. W ciągu kilku dni o „niebezpiecznym trendzie” zaczęli pisać influencerzy zajmujący się mediami społecznościowymi, celebryci, telewizje, portale krajowe i lokalne, grupy edukacyjne, coache, psycholożki, politycy i tiktokerzy. Warto przyjrzeć się zarówno owemu trendowi, jak i właśnie reakcjom na niego.
Łowcy dziewczyn
Słowo „szon” prowadzony oddolnie słownik slangu Miejski.pl odnotował w 2008 r. Do głównego nurtu trafiło zaś dzięki filmowi „Pitbull. Niebezpieczne kobiety” Patryka Vegi. W dialogu starsza pani zostaje poinformowana przez zięcia, że jej córka jest „szonem”, czyli „k***iszonem”. To, jak się można domyślić, wariant znanego brzydkiego wyrazu, w „Słowniku polskich wyzwisk, inwektyw i określeń pejoratywnych” Ludwik Stomma odnotował jego użycie przez Ludwika Międzyborskiego (w powieści „Miłość w domu obłąkanych”). To pseudonim psychiatry Marcina Łyskanowskiego, żyjącego w latach 1930–2013, ciężko więc myśleć o tych terminach w kategoriach młodzieżowego słowa roku.