W czerwcowe dni 1922 r. entuzjastycznie witano tutaj Wojsko Polskie. Pamiętnego września 1939 r. – podobnie Wehrmacht. W styczniu 1945 r. serdecznie przywitano i naszych, i radzieckich. Już miesiąc po wyzwoleniu wyrósł w centrum miasta obelisk ku czci wyzwolicieli, dla wielu symbol kolejnej okupacyjnej hańby. Przemianowany dwa lata później na pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej przetrwał aż do 14 maja 2014 r., gdy wreszcie go zdemontowano.
W miejscu, gdzie stał, odbijają się skomplikowane dzieje miasta. W 1898 r. na ówczesnym Wilhelmsplatz odsłonięto pomnik Dwóch Cesarzy z dynastii Hohenzollernów – Wilhelma I i Fryderyka III. 22 lata później nieznani sprawcy (najpewniej powiązani z Polską Organizacją Wojskową) wysadzili monument w powietrze. Kiedy do Katowic przyszła Polska – w 1922 r. plac Wilhelma stał się placem Wolności, a w miejscu niemieckich cesarzy pojawiła się płyta Nieznanego Powstańca Śląskiego. Hitlerowcy zniszczyli ją we wrześniu 1939 r. i ustawili obelisk Pamięci Żołnierza Niemieckiego; plac wrócił do starej nazwy. Kiedy wojna się skończyła, obelisk padł, a plac znowu stał się placem Wolności i przez długie lata obejmowali przy nim wartę na cokole dwaj żołnierze radzieccy.
Tak oto każda nowa władza „z przestrzeni wymazywała ślady przeszłości obcej, a przez to niewygodnej i niepożądanej” – pisze pracownik Uniwersytetu Śląskiego dr Jerzy Gorzelik, przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska.
Pytanie – kto teraz stanie na placu Wolności? Autonomiści chętnie upamiętniliby powojenną Tragedię Górnośląską (szereg zbrodniczych działań wobec tutejszej ludności cywilnej). Ale padają też propozycje oddania placu bohaterom powstań śląskich. A może już wypadałoby uhonorować jakąś tablicą choćby niektórych niemieckich przemysłowców, ojców założycieli Katowic? Bo miasto Katowice stworzył w XIX w. wielki niemiecki przemysł.
Wieże Bismarcka
Najpierw powstawały tu kopalnie, obok nich i huty, wokół robotnicze osiedla – ze swoją specyfiką, tradycjami i wierzeniami. Powiązania produkcyjne utworzyły sieć transportową. Takie były korzenie. Bankowa finansjera i bogaci potentaci przemysłowi wznosili ku niebu swoje pałace – i to oni dążyli do uzyskania przez gminę praw miejskich. We wrześniu 1865 r. stosowne rozporządzenie wydał król pruski Wilhelm I – późniejszy cesarz niemiecki. Historycy (m.in. Lech Szaraniec, kronikarz Katowic) nazywają to wydarzenie wyłonieniem „z polskiej wsi niemieckiego miasta”, zaszczepieniem niemieckiego ducha na słowiańskim wschodzie.
Jawnym symbolem tych zapędów stały się zbudowane tutaj (w Katowicach i sąsiednich Mysłowicach) wieże Bismarcka – naoczny dowód niemieckiej wszechpotęgi. Katowice – „najbardziej pruskie z górnośląskich miast” – bez wątpienia stały się ważnym ośrodkiem germanizacyjnym, niemieckim oknem wystawowym na kresach Rzeszy i jej szańcem. Oddany do użytku w 1907 r. teatr miał się stać „dumnym i niezwalczonym bastionem przeciwko wrogiemu żywiołowi polskiemu”.
Jednak błyskawiczny rozwój miasto zawdzięczało nie tyle polityce, ile położeniu na newralgicznym skrzyżowaniu linii kolejowych: wschód–zachód i północ–południe. To było naturalne centrum nowego regionu przemysłowego.
Gra o Śląsk
W przedwojennej Polsce wyznaczono Katowicom rolę stolicy województwa. Tak zdecydował 15 lipca 1920 r. Sejm Rzeczpospolitej, uchwalając w ustawie konstytucyjnej Statut Organiczny Województwa Śląskiego, który przyznawał nieistniejącemu jeszcze województwu szeroką autonomię. Przypomnijmy, że Polska nie miała jeszcze swojej konstytucji (powstała w marcu 1921 r.), raczkowała jako niepodległe państwo, ale w błyskawicznym tempie stworzyła konstytucję dla Śląska. Był to element gry politycznej prowadzonej od 1918 r. – po wojennej klęsce Niemiec – o państwową przynależność Górnego Śląska. W dążeniach do przejęcia całego jego terytorium Polskę wspierała Francja zainteresowana jak największym osłabieniem Niemiec i znaczącym wejściem swojego kapitału do przemysłu górnośląskiego. Przeciwna była Wielka Brytania. Słynne słowa brytyjskiego premiera Lloyda George’a o małpie, która ma dostać zegarek – przypominane są do dzisiaj. Konsekwencją tego sporu było zapisanie w traktacie wersalskim (28 czerwca 1919 r.), że o statusie Górnego Śląska zdecyduje plebiscyt.
Odbył się – poprzedzony dwoma powstaniami śląskimi – 20 marca 1921 r. Górnoślązacy nie opowiadali się, kim się czują: Polakami czy Niemcami, tylko mieli zdecydować, w jakim państwie chcą mieszkać. Ponad 700 tys. (60 proc.) wybrało Niemcy, 480 tys. (40 proc.) – Polskę. W samych Katowicach za niemiecką opcją było 85 proc. głosujących, ale w całym okręgu (razem z powiatem) już tylko 52 proc. Powstał problem podziału plebiscytowego terenu – w propozycji Anglii i Włoch Polska dostawała tylko część powiatów pszczyńskiego i rybnickiego oraz skrawek okręgu przemysłowego koło Katowic.
Ta propozycja stała się powodem wybuchu w maju 1921 r. trzeciego powstania. Jego dyktatorem został urodzony na Śląsku Wojciech Korfanty, a jednym z dowódców – Michał Grażyński spod Krakowa, oficer Wojska Polskiego (od 1926 r. wojewoda śląski). Był to najkrwawszy ze śląskich zrywów – pod koniec czerwca walczące strony zostały rozdzielone przez żołnierzy alianckich, a o losie Górnego Śląska ostatecznie zdecydowała Liga Narodów. Polska otrzymała 29 proc. obszaru plebiscytowego (w tym Katowice), ale zamieszkanego przez 46 proc. ludności całego regionu. Korzystny był podział okręgu przemysłowego: Polsce przypadło m.in. 90 proc. zasobów węgla, 53 z 67 kopalń, 5 z 8 hut żelaza. Tym samym wartość majątku przemysłowego Rzeczpospolitej wzrosła prawie trzykrotnie: z 97 mln zł do 275 mln zł. Polska formalnie objęła Katowice i przyznaną część Górnego Śląska w czerwcu 1922 r. Wówczas też rozpoczęła się pierwsza wielka śląska wędrówka ludów. W ocenie prof. Ryszarda Kaczmarka, historyka z Uniwersytetu Śląskiego, objęła ona 240 tys. osób: – Proporcje rozłożyły się prawie równo, ale aż 70 tys. wybierających opcję niemiecką zatrzymało się w miastach tuż za granicą – mówi Kaczmarek. – Żyli w poczuciu wypędzenia, co w jakimś stopniu tłumaczy zachowanie Niemców wobec Polaków we wrześniu 1939 r.
Wyjątkowy w Rzeczpospolitej
W połowie czerwca 1922 r., z dwuletnim opóźnieniem, autonomia mogła być wcielona w życie. Dawała ona Śląskowi wyjątkową pozycję w Rzeczpospolitej. Województwo miało własny Sejm (48 posłów), który decydował m.in. o organizacji władz administracyjnych i samorządowych, nakładał podatki, decydował o strukturze policji. Dochody z podatków wpływały do Skarbu Śląskiego – część przekazywano do Warszawy na potrzeby ogólnopolskie. W ostatnich latach przed wojną z Katowic szło do wspólnej kasy około połowy podatków. Były lata, że skarb Rzeczpospolitej pożyczał od Śląska pieniądze.
Skok cywilizacyjny w Katowicach widać było na pierwszy rzut oka. Oprócz władz wojewódzkich tutaj właśnie mieściły się m.in. Sejm Śląski, Wyższy Urząd Górniczy, Kuria Diecezjalna i siedziby 9 wielkich koncernów przemysłowych o różnorodnym kapitale, 27 banków i 14 konsulatów – wyliczył Lech Szaraniec. Wielkie budowle z tamtych lat, z gmachem Urzędu Wojewódzkiego i Sejmu Śląskiego na czele, do dzisiaj zaliczane są do największych budynków publicznych w Polsce. Katedra Chrystusa Króla – jest największą katedrą w kraju.
Przedwojenną historię Katowic pisali w dużej mierze osobiści i polityczni wrogowie: Wojciech Korfanty i Michał Grażyński. Korfanty – jako poseł do niemieckiego Reichstagu i pruskiego Landtagu należał do Koła Polskiego. Potem był jednym z przywódców zwycięskiego powstania wielkopolskiego, polskim komisarzem plebiscytowym na Górny Śląsk – wreszcie dyktatorem powstania. Właśnie w jego trakcie doszło do ostrej konfrontacji z Grażyńskim. Korfanty – po pierwszych sukcesach – był za wstrzymaniem działań; Grażyński odwrotnie – dążył do ostatecznych rozstrzygnięć militarnych, za co oskarżony został o bunt. Po puczu majowym w 1926 r. Grażyński został śląskim wojewodą, a Korfanty, poseł Chrześcijańskiej Demokracji, znalazł się w obozie przeciwników Piłsudskiego. W 1930 r. osadzony został w twierdzy brzeskiej, a w 1935 r. – zmuszony do emigracji. Jeżeli niewątpliwą zasługą Korfantego było przyłączenie Katowic i Śląska do Polski – dzisiaj stawiany jest w szeregu ojców założycieli II Rzeczpospolitej – to z kolei Grażyński przyczynił się do niebywałego rozwoju Katowic.
II wojna przerwała dobrą passę miasta, a po niej, już w nowym ustroju, narzucono Katowicom wyłącznie rolę ośrodka gospodarczego. Stały się też stolicą nowego tworu: województwa śląsko-dąbrowskiego. W miejsce wysiedlanych setek tysięcy Niemców i Ślązaków napływała tu przede wszystkim ludność z pobliskiego Zagłębia. Pozostali po II wojnie światowej Ślązacy stali się elementem podejrzanym (zarzucano im przyjęcie volkslisty) – stąd wszystkie ważniejsze stanowiska w aparacie władzy i w partii, a szczególnie w organach bezpieczeństwa – obejmowali „ci z Sosnowca”, goro˘le. Odwieczna przygraniczna niechęć (Sosnowiec leżał w zaborze rosyjskim, a w II Rzeczpospolitej należał do województwa kieleckiego) pogłębiła się i rozlała po całym Śląsku. Hanysy i goro˘le – przepaść między nimi do dziś nie została zasypana.
Zatrzymujący się w Katowicach po wojnie profesorowie ze Lwowa, Wilna i zniszczonej Warszawy występowali do władz z memoriałem o utworzeniu Uniwersytetu Śląskiego. Zgody nie było. Katowice miały być krojone na inną miarę – stać się modelowym miastem robotniczym, któremu uczelnia humanistyczna nie jest do niczego potrzebna. Zwieńczeniem tego modelu było przemianowanie miasta – na Stalinogród (1953 r.).
Pod rządami Gierka i Ziętka
Uniwersytet powstał dopiero w 1968 r. I w tym przypadku można wskazać ojców założycieli: Edwarda Gierka (Zagłębiaka), I sekretarza KW PZPR, i Jerzego Ziętka (Ślązaka), wojewodę katowickiego. Ten tandem przez długie lata decydował o losach Katowic i województwa, często bez oglądania się na Warszawę i centralne planowanie. Tak powstały: Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku, słynny Spodek, Rondo.
Jerzy Ziętek opowiadał mi kiedyś, że prawa nie łamał, tylko dostosowywał przepisy do własnych potrzeb. Obowiązywała wtedy zasada, że jak coś zaczynało się robić w czynie społecznym, to państwo musiało dopisać inwestycję do budżetu: – No więc ludzie ciężkiej pracy wylewali fundamenty pod budowę, a moim i Edka problemem było załatwić to tak, aby społeczny wysiłek nie poszedł na marne – opisywał po latach.
Jeden przykład: Spodek miał kosztować 220 mln zł, a w rezultacie poszło na niego 700 mln zł! Budowę rozpoczęto systemem gospodarczym, bez zgody władz centralnych. Ziętek nie mógłby sobie pozwolić na takie działania, gdyby nie parasol ochronny Gierka, coraz potężniejszej w partii osobowości.
Pod koniec lat 60. na Śląsku zbudowano ok. 200 km dróg ekspresowych łączących Katowice z Częstochową, Bielsko-Białą i Ustroniem – znakomitych jak na tamte czasy. Znów – sprytem. Pewnej ostrej zimy władze Wielkopolski poprosiły o dodatkowe dostawy węgla, poza rozdzielnikiem. Katowice po cichu dały, a w zamian z Poznania przyjechały na Śląsk maszyny drogowe z niedawnych targów – cuda techniki. Węgiel i stal wymieniano też z innymi województwami na żywność, było jej dużo więcej niż w innych regionach.
Dla samych Katowic lata 70. były niezłe, dla województwa – tu oceny są już różne. Gigantyczne inwestycje w górnictwo i hutnictwo zakonserwowały surowcowy obraz regionu. Wielka płyta zdominowała miasto i całe województwo. Ziętek odchodził jednak na emeryturę w glorii dobrego gospodarza. Na Edwardzie Gierku we wrześniu 1980 r. wieszano psy. Ziętek pozostał wielką postacią – oceny Gierka zmieniają się na lepsze. Jeżeli pojawiają się złe słowa, to dziś przede wszystkim dotyczące tzw. akcji łączenia rodzin, w wyniku której ze Śląska wyjechało do Niemiec kilkaset tysięcy rdzennych mieszkańców. W zamian do Polski popłynęły miliardy marek.
Funkcja przemysłowej stolicy Polski zaczęła zamierać dopiero w latach 80. – wraz z upadającym socjalizmem. A dekadę później, już w nowej rzeczywistości, do likwidacji poszły huty i kopalnie, które niegdyś wykreowały miasto, a potem stały się motorem rozwoju. Odwieczne atrybuty, które przez ponad wiek odciskały na nim swoje piętno – w dobrym i złym tego słowa znaczeniu. Z jednej strony dobra praca na grubie czy w hucie – z drugiej pylica, ołowica i dymiące hałdy.
– To, co było siłą miasta i regionu w XIX i XX w., stało się potężnym wyzwaniem na przełomie XX i XXI w. – opowiada prezydent Katowic Piotr Uszok.
Katowice szykują się już do uroczystości 150-lecia, które będą obchodzić w 2015 r. Będą wtedy chciały pokazać nowe oblicze: czyste, umyte z węgla.