Szef jednej z zagranicznych firm, która poszukiwała miejsca do inwestycji, po wizycie w Katowicach dopytywał swego polskiego doradcy, dlaczego na liście potencjalnych lokalizacji zabrakło Śląska. „Wybieraliśmy, zgodnie z instrukcją, tylko duże miasta mające ponad 500 tys. mieszkańców. Na Śląsku takich nie ma” – wyjaśnił doradca. I rzeczywiście, Katowice, największe miasto regionu, mają ich niespełna 300 tys.
Ustawy metropolitalnej wciąż nie ma, jednak w sensie gospodarczym Silesia – śląska metropolia, wytwarzająca 8,7 proc. polskiego PKB – już istnieje.
Właśnie niedawno koncern IBM uruchomił w Katowicach Centrum Dostarczania Usług, specjalistyczną placówkę działającą w ramach globalnej sieci amerykańskiej firmy. Zajmuje się ona usługami informatycznymi, zarządzaniem systemami operacyjnymi serwerów, monitorowaniem systemów itd. Firma planuje, że do 2015 r. znajdzie tu pracę 2 tys. osób. Amerykanie nie kryją, że atutem Katowic okazała się możliwość pozyskania wysoko kwalifikowanej kadry i gwarancja, że jej nie zabraknie. Mają o to zadbać Politechnika Śląska, Uniwersytet Ekonomiczny i Górnośląska Wyższa Szkoła Handlowa. Duża liczba uczelni i instytutów naukowo-badawczych to poważny atut Katowic i szansa na rzeczywistą gospodarczą odmianę.
– Katowice mają spory potencjał do tworzenia centrów usług biznesowych. Decydują o tym: korzystna lokalizacja, dobra infrastruktura, wykształcone kadry i rosnąca liczba nowoczesnych biurowców – mówi dyr. Rafał Oprocha z Jones Lang LaSalle.
Stolica Śląska konkuruje w tej dziedzinie z Wrocławiem i Krakowem niższymi cenami biurowców. W efekcie udało jej się przyciągnąć już takich graczy, jak Capgemini, ING, Unilever, Ericsson, Oracle, PwC.
Tąpania
Władze miasta marzą, by biurowce zasłoniły wieże kopalniane i kominy. Ale to nie takie proste. Katowice stoją na węglu, w przenośni i dosłownie. Pod miastem rozciągają się złoża i prowadzone jest wydobycie. Na mapę dzielnic można więc nałożyć siatkę złóż eksploatowanych przez kilka kopalń Katowickiego Holdingu Węglowego. To rodzi poważne problemy dla miasta, ale i dla holdingu. Tąpania, obniżanie się poziomu gruntu, podtopienia, pękające ściany domów i zapadające się jezdnie – dla modernizującego się ośrodka takie sąsiedztwo jest utrapieniem. Nie ułatwia to też pracy górnikom, którzy muszą stosować rozmaite skomplikowane rozwiązania techniczne, nie zawsze skuteczne, za to zawsze bardzo kosztowne. W efekcie katowicki węgiel kosztuje coraz więcej.
Kryzysy węglowe nadają życiu Śląska swoisty rytm. Najgorzej było w latach 90., bo PRL pozostawił po sobie niebywale rozbudowane górnictwo, produkujące 200 mln ton węgla rocznie i zatrudniające ok. 400 tys. pracowników. Nikt wtedy nie zwracał uwagi na koszty wydobycia, bo eksport węgla był dla państwa jednym z niewielu źródeł dolarów. Dostosowanie polskiego górnictwa do gospodarki rynkowej okazało się zadaniem trudnym, kosztownym dla budżetu, a co gorsza, w dużym stopniu nieskutecznym. Kopalnie są nadal państwowe i wciąż najczęściej nierentowne. Zatrudnienie spadło do ok. 100 tys. pracowników, a wydobycie do 76 mln ton węgla, z którym nie bardzo jest dziś co zrobić, więc kilka milionów ton zalega na hałdach. Górnicy zawsze potrafili bronić swych rozbudowanych przywilejów i dziś twardo przeciwstawiają się pomysłom prywatyzacji. Ich stosunkowo wysokie dochody są ważnym motorem nakręcającym śląską gospodarkę.
Sukcesem zakończyła się za to prywatyzacja firm otoczenia górnictwa, zwłaszcza tych produkujących maszyny górnicze, które stały się naszą eksportową specjalnością. Famur i Kopex to wielcy katowiccy pracodawcy. Okołowęglowa prywatyzacja przyjmowała również patologiczne formy w postaci rozmaitych spółek i spółeczek przenikających państwowe górnictwo i z niego żyjących. Przykładem legendarna mafia węglowa. Jednak i dziś deficytowe górnictwo jest źródłem niezłych zysków wielu prywatnych biznesów węglowych.
Miasto chętnie zamieniłoby stare kopalnie i huty na muzea, sale koncertowe, centra handlowe czy lofty. Nie jest jednak łatwo wizerunek czarnego Śląska zamienić na zielony. Bo pod względem skażenia powietrza rejon Katowic może porównywać się tylko z Krakowem. W obu przypadkach sprawcami zanieczyszczeń są nie tylko zakłady przemysłowe, ale także domowe piece opalane byle jakim węglem, a czasem także śmieciami.
Mimo iż w samym mieście ubywa zakładów zanieczyszczających środowisko, to w pobliżu jest ich wiele: elektrownie, koksownie, huty. Choćby dawna Huta Katowice, dziś ArcelorMittal Poland. Leży wprawdzie w Dąbrowie Górniczej, ale to zaledwie 20 km od centrum Katowic. Niewiele dalej jest wielka rozbudowująca się Elektrownia Jaworzno.
Przekleństwo i szansa
Ta koncentracja wielkich śląskich zakładów przemysłowych robi wrażenie. Stopa bezrobocia w Katowicach to zaledwie 5 proc. Także pod względem zarobków stolica regionu wypada nieźle – ok. 5 tys. zł brutto. Lepiej na Śląsku zarabiają tylko w Jastrzębiu-Zdroju. Wielki przemysł to kapitał Śląska, ale i problem, bo monokultura wystawia miasto i region na wahania koniunktury. Tak jak teraz, gdy ceny węgla spadły i nagle Kompania Węglowa znalazła się na skraju upadku. Gdyby nie to, że górnictwo węgla kamiennego i energetyka pozostają w rękach państwa, Śląsk miałby nie lada problem, co zrobić z 55 tys. pracowników ze zbankrutowanej Kompanii. Na razie państwo kolejny raz pospieszyło na ratunek, premier deklaruje, że węgiel jest i będzie fundamentem polskiego bezpieczeństwa energetycznego. A Śląsk to gospodarcze serce Polski, które wymaga jedynie pomocy kardiologa.
Pięknie powiedziane, ale możliwości pomocy publicznej są limitowane, a prawa ekonomii można oszukiwać tylko do pewnego momentu. Dlatego dla Katowic i Śląska dominacja wielkiej gospodarczej własności państwowej może się okazać poważnym czynnikiem ryzyka. – Tego stanu nie da się na dłuższą metę utrzymać. To się w końcu zawali. Spółki węglowe są fatalnie zarządzane, rozpolitykowane, nikt nie ma pomysłu, co z tym zrobić – komentuje jeden ze śląskich ekspertów, prosząc o anonimowość.
Wyjątkowym optymistą jest były premier prof. Jerzy Buzek, chorzowianin. Buzek wierzy, że węgiel nie jest przekleństwem Śląska, ale wciąż gospodarczą szansą. Był jednym z inicjatorów stworzenia Centrum Czystych Technologii Węglowych – placówki naukowo-badawczej, która pracuje nad nowymi sposobami wykorzystania paliwa, tak by zminimalizować szkody dla środowiska naturalnego. W szopienickiej kopalni Wieczorek trwają próby podziemnego zgazowywania węgla. Eksperyment prowadzony jest w czynnej kopalni, a na dodatek pod terenem miasta. Nie budzi to protestów. Katowice zdają sobie sprawę, że z węglem żyć jest trudno, ale gdyby go zabrakło, wtedy nastąpiłoby największe tąpnięcie.