Moje miasto

Imigranci już tu są

Cudzoziemiec w polskim mieście

Targi pracy dla imigrantów we Wrocławiu. W mieście przebywają cudzoziemcy ze 120 krajów, ale głównie z Ukrainy. Targi pracy dla imigrantów we Wrocławiu. W mieście przebywają cudzoziemcy ze 120 krajów, ale głównie z Ukrainy. Tomasz Hołod/Polska Press / East News
Rząd nie chce mieć polityki migracyjnej. Samorządy muszą. W dużych miastach cudzoziemcy to już ponad 10 proc. mieszkańców. W Gdańsku jest ok. 50 tys. imigrantów, we Wrocławiu 100 tys.
Wydział Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców w Urzędzie Wojewódzkim w Poznaniu.Łukasz Cynalewski/Agencja Gazeta Wydział Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców w Urzędzie Wojewódzkim w Poznaniu.

Artykuł w wersji audio

Historia jest dramatyczna: Swietłanę z Mołdawii spotkała straszna krzywda. W ubiegłym roku przyjechała na zbiór truskawek. Z pracą coś poszło nie tak. W Gdyni zaoferowano jej nocleg za sprzątanie. Ale została zgwałcona i pobita przez dwóch mężczyzn. Gdy udało się jej wyrwać oprawcom (Polakowi i Ukraińcowi), wyskoczyła z czwartego piętra. Z licznymi obrażeniami trafiła do szpitala w Gdańsku. – Zadzwonili z prokuratury, że jest taka pani i kompletnie nie wiedzą, co z nią zrobić – relacjonuje Piotr Olech, zastępca dyrektora Wydziału Rozwoju Społecznego ds. Integracji Społecznej w gdańskim magistracie. Oni wiedzieli.

Podzielili się zadaniami. Fundacja Gdańska w ciągu dwóch dni zebrała ćwierć miliona złotych na operację, rehabilitację i inne potrzeby. Kobieta otrzymała wszechstronne wsparcie, włącznie z asystentką. Teraz uczestniczy w procesie swoich oprawców. Nie wiadomo, czy zostanie w Polsce. – Niewykorzystane pieniądze zostaną jej wypłacone – mówi Piotr Olech. – Ale potem będzie musiała być samodzielna. Zachęcamy, żeby podjęła kursy szkolenia zawodowego.

Lekcje polskiego

Gdańsk był przygotowany na takie sytuacje, bo przez rok duży interdyscyplinarny zespół pracował tu nad Modelem Integracji Imigrantów. Inicjatywa wyszła ze strony Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek (CWII), organizacji pozarządowej. Marta Siciarek z CWII zgłosiła się najpierw do Europejskiego Centrum Solidarności (ECS). – Powiedziała, że są imigranci w Gdańsku – niewidoczni, nieobecni w statystykach, bez wsparcia. I co my na to – relacjonuje Patrycja Medowska, wicedyrektor ECS, instytucji, która prócz upamiętniania historycznego zrywu stara się działać na rzecz solidarności, tej zwykłej, ludzkiej, przez małe „s”. W efekcie powstał pierwszy program praktyki obywatelskiej dla mieszkających tu cudzoziemców. Trwał rok. Objął 25 osób różnej narodowości. Z tej grupy wyszli członkowie pierwszej w Polsce Rady Imigrantów i Imigrantek, która doradza prezydentowi Gdańska w kwestiach migracyjnych.

Program praktyk obywatelskich jest kontynuowany. Jego absolwenci zgłosili i zrealizowali różne ciekawe inicjatywy (pokazy, imprezy, wystawy, kluby). – My tylko pomagamy, mogą skorzystać z sali, uzyskać wsparcie finansowe na zrealizowanie swoich pomysłów – mówi Bartosz Rief z ECS.

Po pierwszych wspólnych działaniach Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek oraz ECS pojawiła się refleksja, że chcąc integrować skuteczniej, trzeba stworzyć spójny system – przeszkolić urzędników, zdiagnozować problemy, poszukać rozwiązań, monitorować zdarzenia. Władze miasta kupiły tę ideę. Zaczęły się prace nad modelem z udziałem różnych środowisk i instytucji. Z podróżami studyjnymi, podpatrywaniem, co robią inni w kraju i za granicą. Z szerokimi konsultacjami.

W czerwcu 2018 r. model został przyjęty uchwałą rady miasta. Uwzględnia zadania związane z wieloma sferami – edukacją, integracją, pracą, zdrowiem, mieszkalnictwem, kulturą, pomocą społeczną. Samorząd nie wszystkie problemy potrafi rozwiązać, ale musi być świadom ich istnienia.

– Część miast (Warszawa, Lublin, Wrocław, Poznań) zajęła się migrantami wcześniej – podkreśla Piotr Olech. – I w niektórych sprawach te miasta są bardziej zaawansowane. Ale Gdańsk jako pierwszy podjął temat w sposób systemowy.

W Warszawie działa Centrum Wielokulturowe. Gdańsk zrezygnował z centrum na rzecz sieci, bo integracja to coś, co dzieje się na poziomie sąsiedztw i rodzin. Finansowane przez miasto kursy języka odbywają się w różnych miejscach – w domach sąsiedzkich, bibliotekach, placówkach kultury. – Imigranci dwa razy w tygodniu mają tu lekcje polskiego. A przy okazji widzą, że jest świetlica dla dzieciaków, klub seniora, klub rodzica – opowiada Przemysław Kluz, kierujący Domem Sąsiedzkim w dzielnicy Orunia.

Galimatias w głowach

Piotr Olech cieszy się, że zaczęli w porę. Gdy przystępowali do pracy nad modelem (2015 r.), w Gdańsku było 10 tys. imigrantów, teraz – 40–50 tys., około 10 proc. populacji. Pięć lat temu 20 proc. mieszkańców miało kontakt z cudzoziemcem, a teraz trudno byłoby znaleźć osobę, która nie miała. Wrocław (ok. 650 tys. mieszkańców) szacuje, że ma ponad 100 tys. cudzoziemców, ze 120 krajów, ale głównie z Ukrainy. Lawinowy wzrost przypada na ostatnie dwa, trzy lata. W szkołach wrocławskich uczą się dzieci z 27 państw świata. Z kolei w Lublinie w 2012 r. cudzoziemcy stanowili 3 proc. wszystkich tutejszych studentów, pięć lat później już 10 proc. Nie da się nic nie robić. Samorządowcy wiedzą, czym grozi taka bezczynność. – Trzeba przygotować mieszkańców – mówi Paweł Orłowski, członek Zarządu Województwa Pomorskiego. – Inaczej procesy, które obserwujemy, doprowadzą albo do separacji przybywających tu obcokrajowców, albo do ich marginalizacji. Separacja skutkuje narastaniem konfliktów i uprzedzeń. Marginalizacja nastawieniem „zarobić i wyjechać”.

Rok temu w ramach Unii Metropolii Polskich zawiązał się Zespół ds. Migracji i Integracji. Jego podstawowym celem jest zwiększenie wiedzy niezbędnej do radzenia sobie z migracjami na poziomie lokalnym. Prezydenci 12 dużych miast podpisali deklarację współdziałania. Wrocław w tym roku przyjął swoją strategię (Wrocławska Strategia Dialogu Międzykulturowego 2018–2022). Część miast wpisuje integrację imigrantów do miejskich strategii rozwoju.

Samorządy próbują wypełnić próżnię powstałą wskutek braku strategii krajowej. 18 października 2016 r. rząd PiS uchylił dokument „Polska polityka migracyjna – stan obecny i wyzwania na przyszłość”. Miała powstać nowa strategia. I cisza. Chodzą słuchy, że coś wypracowało Ministerstwo Rozwoju, że chciałoby spożytkować falę migracyjną do załatania dziur na rynku pracy i zmniejszenia luki demograficznej. Ale nie wiadomo, co na to inne resorty, które prowadzą politykę straszenia obcymi.

Wskutek niespójnych przekazów ludzie mają w głowach galimatias. Bo najpierw słyszeli o zagrożeniu, jakim są uchodźcy. Teraz słyszą, że Polska przyjęła milion uchodźców ze Wschodu, choć to migranci zarobkowi. Więc bać się czy nie? Według Jacka Sutryka, dyrektora departamentu spraw społecznych Urzędu Miejskiego we Wrocławiu, samorządowe strategie i programy dla mieszkańców są sygnałem, że samorząd panuje nad sytuacją, ma ją rozpoznaną, wie, czego chce, i że może być z tego pożytek. To ludzi uspokaja.

Samorządy stały się deską ratunku dla organizacji pozarządowych zajmujących się integracją. Bo unijne pieniądze z Funduszu Azylu, Migracji i Integracji (FAMI), z których organizacje te korzystały, rząd zgarnął pod siebie. Głównie na doposażenie wydziałów zajmujących się cudzoziemcami w urzędach wojewódzkich, a także straży granicznej. Organizacje z braku środków musiały ograniczyć aktywność, choć potrzeby są większe niż kiedykolwiek.

A z podległymi wojewodom wydziałami ds. cudzoziemców wciąż jest kłopot. Ich niewydolność (nie wiadomo – intencjonalna czy wynikająca z braku kadr) i złe prawo rodzą patologie. Legalizacja pobytu trwa wiele miesięcy. W Gdańsku podobno najdłużej w Polsce. Przez to między pracodawcę a pracownika wchodzą agencje zatrudnienia. Angażują ludzi na umowę o dzieło, bez ubezpieczenia zdrowotnego. Niektóre zabierają 40–50 proc. wynagrodzenia. Więc przybysze biorą tej pracy więcej i więcej, aż do wyniszczenia. I jak tu się integrować?

Samorządy są pragmatyczne. Podkreślają, że żyją z mieszkańców. Więcej mieszkańców to rozwój i dobrobyt. Miasta, które są otwarte, rosną, choć w innych ludzi ubywa. Na Pomorzu zrobiło się ciekawie, bo do akcji włączył się Pomorski Urząd Marszałkowski, zainspirowany gdańskim modelem integracji. – Nie możemy być głusi na procesy, które zachodzą – mówi Paweł Orłowski, członek zarządu województwa. – Mamy skokowy wzrost oświadczeń pracodawców pomorskich, że chcą przyjąć obcokrajowców. W 2016 r. było 67 tys. takich oświadczeń, w 2017 r. – już 142 tys. Z drugiej strony przyjeżdżają migranci, więc jest chęć wykorzystania tego potencjału. Zwłaszcza że coraz więcej przybyszów gotowych jest się na Pomorzu osiedlić. Musimy prowadzić świadomą politykę, żeby te osoby nie tylko pracowały i transferowały dochód za granicę, ale żeby rzuciły u nas kotwice.

Kaszuby fair

Burza mózgów ogarnęła powiaty. Tu też urzędników wspomagają wiedzą organizacje pozarządowe, na czele z gdańskim CWII. W 12 powiatach mają powstać lokalne plany integracji. – Od ponad roku przygotowujemy się do stworzenia czegoś w rodzaju planu zarządzania migracjami – mówi Mateusz Szulc ze starostwa w Kartuzach. – Pierwszy raz stajemy się dla Wschodu Zachodem – tym, czym Zachód był dla nas. Nie chodzi o to, by przyjeżdżającym dać coś wyjątkowego, ale przynajmniej te same warunki, jakie my mamy.

Kaszuby to ostoja tradycjonalizmu. Ale dużo jest tu biznesów, które potrzebują pracowników. W kaszubskich wsiach duże domy, zbudowane z myślą o wielopokoleniowych rodzinach (taka tu tradycja), stoją puste, bo młodzi się wyprowadzili. I jak to utrzymać? Starsi ludzie cieszą się, że mogą wynająć. Szulc słyszał, że w Trójmieście adaptuje się garaże, że mieszka w nich po 10 osób. „Oni nie mają mieszkać, tylko pracować” – powiedział mu pewien pracodawca. Ale większość tych, których zna, dba o to, żeby ci ludzie zostali.

– Nie poradzimy nic na regulacje prawne ani na stosunek rządzących – stwierdza Szulc – ale w ramach Kaszubskiego Związku Pracodawców wypracowujemy standardy. Żeby pracodawcy w miarę możliwości zatrudniali cudzoziemców bezpośrednio. A jeśli przez agencję, to żeby sprawdzali ubezpieczenia. Przygotowujemy „Kaszuby fair dla cudzoziemców” – 10 postulatów, które pracodawcy będą podpisywali jako list intencyjny.

Wojewódzki Urząd Pracy odbył spotkania z agencjami zatrudnienia. Są plany tworzenia bazy tych solidnych, uczciwych. Jest też pomysł, by założyć coś na kształt agencji mieszkaniowej – rejestr osób gotowych wynająć lokum cudzoziemcowi, żeby to wszystko jakoś ogarnąć, ucywilizować. I – jak mówią na Kaszubach – przyjąć ludzi godnie. Nawet jeśli trochę strach.

***

Czy polskie miasta potrzebują imigrantów? Prosimy o wzięcie udziału w głosowaniu na stronie: polityka.pl/twojemiasto i o skomentowanie, jak wygląda sytuacja w Państwa mieście.

Polityka 31.2018 (3171) z dnia 31.07.2018; Społeczeństwo; s. 32
Oryginalny tytuł tekstu: "Imigranci już tu są"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama