Szczyt 20 najbogatszych państw świata zostanie na pewno zapamiętany ze względu na dwa mocne komunikaty. Autorem obu są Chiny. Wiadomość pierwsza: Chińczycy odrzucają idee, że globalizacja jest zła i nie rozumieją znużenia procesem światowej integracji gospodarczej. Wobec zadyszki dotychczasowych promotorów, czyli pogrążonej w kryzysie Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych prowadzących wyniszczającą kampanię prezydencką, Chiny wolne od wątpliwości zamierzają stać się lokomotywą globalizacji.
W tej woli intencje polityczne mieszają się z realiami gospodarczymi. Chiny dysponują wprawdzie olbrzymim rynkiem wewnętrznym, są jednak także fabryką obsługującą apetyt krajów rozwiniętych. Od dostępu do zagranicznych rynków i wzrostu obrotów zależy wzrost PKB, wskaźnik ciągle bardzo ważny dla Chińczyków. Jednocześnie jednak Chiny zdają sobie sprawę, że dotychczasowy model rozwoju oparty na ekstensywnej eksploatacji zasobów taniej pracy i środowiska skończył się bezpowrotnie. Czas na rozwój intensywny, oparty na sektorach gospodarki mniej uciążliwych dla środowiska i generujących większe przychody z zaangażowanych zasobów.
Czas na drugi komunikat ze szczytu G20 – Chiny ratyfikują porozumienie klimatyczne przyjęte podczas szczytu ONZ w Paryżu w grudniu ub.r. To decyzja o znaczeniu historycznym. Największy emitent gazów cieplarnianych (i innych zanieczyszczeń) odrzucił ostatecznie dotychczasowe stanowisko, że nie stać go na troskę o klimat, bo priorytetem jest wzrost i doganianie bogatszej części świata. Chiny włączają politykę klimatyczną do swego słownika, dając tym samym ważny przykład innym krajom rozwijającym się.
Oczywiście w decyzji Chin nie ma żadnego sentymentalizmu. Chińskie zobowiązania, choć dość konkretne, dalekie są od oczekiwań środowisk zajmujących się kwestiami globalnego ocieplenia. Jeśli jednak czytać chińską decyzję w świetle pierwszego komunikatu, to można obstawiać, że sprawa jest poważna. Po prostu Chińczycy chcą być liderem zielonej globalizacji, a dokładnie globalizacji mającej odnowić światową gospodarkę w oparciu o nowe technologie wytwarzania energii. Bo wbrew obiegowym opiniom o chińskiej niechęci do ekologii, w ostatnich latach kraj ten stał się liderem inwestycji w odnawialne źródła energii i w technologie będące podstawą nowej, zielonej energetyki. Czas na dyskontowanie poniesionych inwestycji.
Ważne, że również Barack Obama potwierdził uznanie dla paryskiego porozumienia, choć w przypadku USA sprawa jest bardziej złożona. Obama stosuje wybieg prawny, zgodnie z którym dokument z końca ub.r. nie jest traktatem, tylko aneksem do istniejącego traktatu międzynarodowego. Nowy traktat wymagałby akceptacji przez Senat, który jest zdominowany przez republikanów. Ci na pewno nie zaakceptowaliby go. Jeśli wybieg Baracka Obamy sprawdzi się, wówczas dwaj najwięksi truciciele odpowiedzialni za blisko 40 proc. emisji gazów cieplarnianych będą w klubie, pozbawiając inne kraje argumentów za wstrzymywaniem się z ratyfikacją.
Czy te działania rzeczywiście pomogą w walce z globalnym ociepleniem? Wielu ekspertów twierdzi, że efektowne polityczne deklaracje w praktyce nie przyniosą potrzebnych efektów, a więc stabilizacji wzrostu temperatury atmosfery na poziomie 1,5 st. C w stosunku do okresu przedprzemysłowego. Skoro jednak wszystko zależy od procesu politycznego, cieszmy się, że nabrał on nowej dynamiki, za którą kryje się nie tylko dobra wola, ale i konkretne interesy.