Przypomnijmy, że największym osiągnięciem ubiegłorocznego szczytu było przyjęcie Katowice Rulebook, czyli zestawu ustaleń dotyczących praktycznej realizacji porozumienia paryskiego z 2015 r., które wchodzi w życie w 2020. Sukces Katowic okupiony był pewnymi kompromisami, m.in. odłożono na później ustalenia dotyczące globalnego rynku handlu emisjami.
W końcu jednak nadszedł czas na ustalenie tych wszystkich szczegółów, na które rok temu albo zabrakło czasu, albo politycznej woli. Pierwszy tydzień polegał więc na negocjacjach różnych kwestii w ramach tzw. ciał pomocniczych Konwencji ds. Klimatu, poniedziałek 9 grudnia to czas podsumowań ich pracy i decyzji, które sprawy będą rozstrzygać w dalszych rozmowach przedstawiciele państw wyższego szczebla, a które w ogóle zostaną odłożone do „uleżenia” na jeszcze później.
Emocje budzi Greta i strajkująca młodzież
Urok tak wielkich konferencji jak COP polega na tym, że największe emocje po spektakularnym zazwyczaj otwarciu wybuchają na koniec. To wtedy ustalane są szczegóły końcowych porozumień, więc sala obrad zamienia się w teatr, a negocjacje w spektakl, podczas którego przedstawiciele poszczególnych państw stosują wszystkie możliwe retoryczne chwyty, by porwać zarówno uczestników, jak i media.
Podczas pierwszego tygodnia takich emocji jeszcze nie było, dostarczały je doniesienia spoza głównej sali obrad. Media więc czekały najpierw na Gretę Thunberg, która spóźniła się na otwarcie szczytu, bo płynęła z Ameryki jachtem. Potem, w piątek 6 grudnia, wrażenie zrobiła demonstracja młodzieżowych aktywistów klimatycznych. Zdołali zgromadzić na ulicach Madrytu ok. 500 tys. manifestantów. Niemniej widowiskowe były akcje Extinction Rebellion.
Kończy się czas na ratowanie klimatu
Początek prac szczytu to także okazja dla ciał naukowych, by ogłaszać aktualne raporty o stanie klimatu, budżetu węglowego i poziomu emisji gazów cieplarnianych. W tym roku też takich opracowań nie zabrakło, potwierdziły niestety smutną prawdę, że emisje rosną, a czas na skuteczne działanie się kończy. Rozgoryczona Greta spuentowała stan spraw stwierdzeniem, że młodzieżowy strajk klimatyczny nie przyniósł skutku, bo tak źle jeszcze nie było, a dorośli wcale nie mają zamiaru wziąć się poważnie do roboty.
Ponieważ motywem wiodącym COP25 miała być kwestia powierzchni morskich, więc pojawiły się także opracowania dotyczące stanu mórz. International Union for Conservation of Nature przedstawiła raport pokazujący, że maleje zawartość tlenu rozpuszczonego w morzach, a tempo ubytku jest alarmująco szybkie. Proces ten grozi równowadze życia w wodach morskich.
Czytaj też: Z Kanału Panamskiego znika woda, a z nią pieniądze
Polska wciąż stawia na węgiel
Równolegle do negocjacji madryckich trwają przygotowania do posiedzenia Rady Europejskiej zaplanowanego na 12 i 13 grudnia. Wtedy to ma być przyjęty ogłoszony Europejski Zielony Ład i strategia neutralności klimatycznej do 2050 r. Polska daje sygnały, że jest gotowa poprzeć strategię (w czerwcu skorzystaliśmy z prawa weta, by nie dopuścić do przyjęcia konkretnej daty dekarbonizacji). Oczywiście, za swoją zgodę chcemy wytargować jak największe wsparcie dla zielonej modernizacji rodzimej gospodarki.
W tym właśnie kontekście należy odczytywać wypowiedzi niektórych polityków, którzy – jak Jacek Sasin – mówią o węglu jako podstawie bezpieczeństwa energetycznego. To dziś już w mniejszym stopniu wyraz przekonań, a raczej element negocjacji polegający na puszczaniu sygnałów, że tanio się nie sprzedamy.
Rozpoczyna się więc ciekawy tydzień dla klimatu, choć raczej bez zaskakujących zwrotów akcji.
Adam Bodnar dla „Polityki”: Mamy prawo żyć w czystym środowisku