PRZEMEK BERG: – Czy jako uczony zajmujący się od lat analizą i oceną rozmaitych modeli klimatycznych dla Ziemi może pan wyjaśnić, dlaczego mamy w grudniu temperatury sięgające kilkunastu stopni?
WITOLD LENART: – Mamy do czynienia z nadwyżką energii w atmosferze i problemami planety z redystrybucją tej energii. Temperatury są tylko wskaźnikiem globalnego procesu, w którym Ziemia nie radzi sobie z tą dystrybucją, tj. nie może zwiększonej energii dyssypować, a więc rozproszyć gdzieś, przeznaczyć na coś. Oczywiście powstanie nadwyżek energii w ziemskiej atmosferze wiąże się z działalnością człowieka. W sprzyjających okolicznościach zwiększona energia podlega cyrkulacji atmosferycznej, jednak obecnie wydaje się, że nasza planeta po prostu nie bardzo „wie”, co z nią zrobić.
Czytaj także: Rekordowe upały to tylko wstęp. Za kilka lat będzie gorzej
Czy prawdą jest, że na kłopoty i problemy związane z redystrybucją nadwyżek energii bardziej narażone są północne obszary Ziemi, w tym Europa?
Tak, to prawda. I to zwłaszcza w okresach zimniejszych, czyli zimą. Modele klimatyczne przewidywały taki stan rzeczy, i to już niemal sto lat temu. Na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku zmiany, które zachodzą dzisiaj, opisywał dokładnie słynny klimatolog Michał Budyko, nie dysponując satelitami czy nowoczesnymi przyrządami badawczymi. Nazywamy to zmniejszeniem kontrastowości termicznej.
Zmniejszenie to szczególnie widoczne jest właśnie na półkuli północnej i prowadzi do wielkich zmian o charakterze fundamentalnym. Pamiętajmy, że masa morskich lodów arktycznych, czyli tych ruchomych, pływających, zmniejszyła się dziesięciokrotnie, a ich powierzchnia dwukrotnie.