W południe 31 grudnia w elektrowni atomowej w niemieckim Philippsburgu odłączono od sieci reaktor B. Mógłby jeszcze długo pracować, miał dopiero 33 lata. Reaktor C został uruchomiony w 1985 r. i zostanie odłączony z końcem 2021 r. Niemcy konsekwentnie realizują politykę „Atomausstig” ogłoszoną przez kanclerz Angelę Merkel w 2011 r. W jej wyniku ostatni niemiecki reaktor ma być wyłączony do 2022 r., mimo że cały system mógłby pracować znacznie dłużej.
Złożone elektrownie atomowe
Decyzja niemieckiej kanclerz była odpowiedzią na katastrofę w Fukuszimie Daichi, która z kolei dostarczyła paliwa rosnącym w siłę Zielonym. Nie tylko jednak zmieniający się kontekst polityczny miał znaczenie – Merkel jest z wykształcenia fizykochemiczką i rozumie doskonale uwarunkowania technologii wykorzystywanych w energetyce jądrowej. Dlatego jej oficjalnie ogłoszoną argumentację należy potraktować poważnie: „znikome ryzyko związane z energetyką jądrową można zaakceptować tylko wówczas, jeśli ktoś jest przekonany, jeśli można to w ogóle po ludzku osądzić, że się nie zrealizuje”.
W tej wypowiedzi kryje się komentarz do samej Fukuszimy – katastrofa wydarzyła się w jednym z najbardziej zaawansowanych technologicznie i zdyscyplinowanych społecznie krajów świata. Skoro więc tam, to znaczy, że wypadek może wydarzyć się wszędzie. A może się wydarzyć ze względu na charakter technologii energetyki jądrowej, który opisał Charles Perrow w klasycznej już książce z 1984 r. „Normal Accidents. Living with High-Risk Technologies”.
W dziele tym Perrow analizował systemy techniczne wykorzystywane we współczesnej cywilizacji, zwracając szczególną uwagę na pewną ich kategorię.