Gdy kilka dni temu minister zdrowia Adam Niedzielski przedstawił jesienną strategię walki z Covid-19, napisałem, że prezentuje się na pierwszy rzut oka rozsądnie, ale diabeł tkwi w szczegółach i wielu rzeczy nie da się w ochronie zdrowia zadekretować.
Nie trzeba było długo czekać, by na te właśnie szczegóły – nieuwzględnione w strategii – zwrócili uwagę lekarze podstawowej opieki zdrowotnej. To na nich spadnie teraz, zgodnie z przyjętymi pomysłami, cały ciężar diagnozowania przypadków zakażeń SARS-CoV-2 (do tej pory robili to pośrednio, o paradoksie, konsultanci pracujący przy zapchanych liniach telefonicznych sanepidu oraz lekarze SOR, nie tylko w szpitalach zakaźnych i jednoimiennych). Teraz to lekarz rodzinny będzie musiał różnicować przeziębienie od covidu, zlecać test i dbać o to, by pacjent, który zgłosi się na badanie, nie pozakażał wszystkich w przychodni.
Dziś w resorcie zdrowia silna reprezentacja medyków z podstawowej opieki zdrowotnej będzie starała się wyperswadować ministrowi zapowiedziane rozwiązania i przedstawi swoje racje. Jest ich wiele. Czy zostaną wysłuchani?
Czytaj też: Nowe zasady kwarantanny. Lepiej późno niż wcale
Co na to krajowa konsultant ds. medycyny rodzinnej?
Zarząd Porozumienia Zielonogórskiego oraz Kolegium Lekarzy Rodzinnych twierdzą, że przedstawione w jesiennej strategii propozycje nie były z nimi konsultowane. Sprzeciwiają się zwłaszcza konieczności bezpośredniego zbadania pacjenta z objawami infekcji trzy–pięć dni po