W nieustającej dyskusji o wyższości aut spalinowych nad elektrycznymi – lub odwrotnie – pojawił się właśnie kolejny argument – przydatny zwolennikom elektrycznej transformacji. Nie chodzi o osobiste satysfakcje dyskutantów: transport drogowy odpowiada na świecie za kilkanaście procent emisji gazów cieplarnianych.
Mądrość ludowa głosi, iż jeżdżenie starym benzynowym volkswagenem golfem mniej szkodzi przyrodzie niż inwestowanie w nowy pojazd napędzany elektronami. I jest to mądrość przypuszczalnie słuszna. Inaczej się jednak sprawy mają, kiedy porównujemy dwie inwestycje: zakup nowego samochodu tradycyjnego i zakup nowego elektryka.
Grupa badaczy kierowanych przez Jessikę Trancik z Institute for Data, Systems, and Society na najlepszej politechnice świata, czyli Massachusetts Institute of Technology w Bostonie, opublikowała właśnie raport obejmujący niemal wszystkie dostępne obecnie na rynku amerykańskim pojazdy, z którego płyną dwa (stosunkowo) jednoznaczne wnioski.
Czytaj także: Izera, polski czy niepolski samochód elektryczny?
Czynnik iks
Wniosek 1: Samochody elektryczne są droższe w zakupie, ale – jeśli tylko wybierzemy odpowiedni model – rzeczywiście okazują się tańsze w użytkowaniu na dłuższą metę (cena, obsługa, naprawy, paliwo).
Wniosek 2: Zakup przeciętnego nowego pojazdu elektrycznego kładzie się mniejszym węglowym cieniem niż zakup podobnego pojazdu z silnikiem spalinowym (pod warunkiem że auto dojedzie w stanie używalności do deklarowanego przez producenta kresu swych dni).