Bezpieczeństwo radiacyjne w Zaporoskiej Elektrowni Atomowej (ZEA) nie zostało naruszone, zgodnie potwierdzają eksperci i dyrektor generalny Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA). Elektrownia w Czarnobylu także nie stwarza zagrożenia. Nic się nie stało?
Czytaj też: Tydzień dziwnej wojny. Dlaczego rosyjska ofensywa utknęła
Wojna to ryzyko
Głosu ekspertów w dziedzinie bezpieczeństwa jądrowego należy wysłuchać, bo rzeczywiście uleganie nieuzasadnionej panice w czasach, gdy nie brakuje powodów do niepokoju, nie pomaga. Głos ten przedstawił kompetentnie Karol Jałochowski w artykule „Nie ma zagrożenia nuklearnego. Rosjanie z dala od reaktorów”. Elektrownia nie jest obiektem, który można łatwo wybić z reżimu bezpieczeństwa, nawet gdy się bardzo chce. Dotychczasowe katastrofy w Three Miles Island, Czarnobylu, Fukuszimie miały charakter wypadków, a nie zaplanowanych ataków.
To stwierdzenie prowadzi jednak do pytania: czy nawet jeśli trudno sobie wyobrazić doprowadzenie do awarii reaktorów wskutek np. ostrzału artyleryjskiego lub nawet ataku lotniczego, to trwająca wojna nie zwiększa zagrożenia systemowego i ryzyka niechcianego wypadku? Zaporoska Elektrownia Atomowa jest, owszem, bezpieczna, choć warto wczytać się w komunikat dyrektora generalnego IAEA. Dowiadujemy się zeń, że w pierwszym reaktorze trwają prace konserwacyjne, drugi i trzeci zostały wyłączone w sposób kontrolowany, czwarty pracuje na 60 proc. mocy, piąty i szósty utrzymywane są w rezerwie i pracują z niską mocą.