Czarnek z Niedzielskim niszczą polską medycynę. Stawiają na ilość, a nie jakość kształcenia
Ministerstwo Edukacji i Nauki postanowiło ułatwić najróżniejszym uczelniom wyższym – napiszę to wprost: nieraz pospolitym szkołom zawodowym, funkcjonującym w miastach bez żadnej tradycji akademickiej – otwieranie kierunków lekarskich. Chodzi o to, by studentów medycyny było w Polsce jak najwięcej, ponieważ zdaniem ministra edukacji Przemysława Czarnka oraz ministra zdrowia Adama Niedzielskiego gwarantuje to zwiększenie liczebności kadr medycznych.
Resort zdrowia jeszcze kilka lat temu nie był wielkim entuzjastą masowego wydawania licencji każdej tzw. uczelni, która z powodów czysto ambicjonalnych chce mieć własny wydział lekarski. Ale najwyraźniej jego szef również uznał, że „ważniejsza jest ilość, a nie jakość” kształcenia. Dla Adama Niedzielskiego oraz jego najwierniejszych akolitów argument, że zasypuje pokoleniową dziurę w liczebności kadr medycznych, będzie w rozpoczynającej się kampanii wyborczej nie bez znaczenia. Już jeździ po kraju i z zapałem o tym mówi. Rzucanie liczbami (w przyszłym roku akademickim zapowiada się rekordowa liczba 11 tys. studentów medycyny) sprzedaje się świetnie i nie musi się tłumaczyć z pogorszenia jakości ani innych niezrealizowanych pomysłów.
Być może rację mają ci, którzy odpowiadając na krytykę liberalnej polityki ułatwiającej masowe otwieranie wydziałów lekarskich, przypominają, że w istniejącym systemie zdobywania prawa wykonywania tego zawodu nie liczy się poziom kształcenia, lecz zdany egzamin państwowy (tzw. LEK – Lekarski Egzamin Końcowy).