Klasyki Polityki

Jaki kraj – taki skandal

Clinton nie był specjalnie wybredny. To chyba w ogóle dotyczy erotomanów.

Felieton ukazał się w tygodniku POLITYKA w 19 czerwca 2013 r.

Skandalik obyczajowy, jaki obiega polskie media, każe przypomnieć o sprawie naprawdę poważnej, która wstrząsnęła Ameryką, a była nią rozwiązłość i niepohamowany temperament seksualny Billa Clintona. W odróżnieniu od polskiego tenisisty Clinton niewątpliwie był osobą publiczną, najpierw gubernatorem, potem prezydentem. „Są rzeczy gorsze niż zdrada” – mówiła Hillary Clinton, która jeszcze zanim wyszła za mąż, wiedziała, że jej ukochany kocha się nie tylko z nią. Warto przeczytać opublikowaną niedawno w Polsce książkę „Hillary Clinton” pióra Carla Bernsteina (tego, który wraz z Bobem Woodwardem odkrył aferę Watergate i przyczynił się do upadku prezydenta Nixona).

Clinton nie był specjalnie wybredny. To chyba w ogóle dotyczy erotomanów. Po latach okazało się, że niektóre jego partnerki milczały do końca, inne, jak Paula Jones, pozywały go do sądu o ogromne odszkodowania za molestowanie i zniesławienie. Jej prawnicy gotowi byli wnieść oskarżenie, że „gubernator Clinton zsunął bokserki i namawiał Paulę do seksu oralnego”. Jeszcze inne, jak Monika Lewinsky, potrafiły schować w domu sukienkę z „płynami ustrojowymi” prezydenta, na dowód ich stosunków. Niefrasobliwość Clintona była zdumiewająca. Policjanci z ochrony gubernatora dobrze wiedzieli, dokąd i w jakim celu się udawał. Potem chętnie (i niekoniecznie bezinteresownie) opowiadali o tym rozszalałym mediom, fantazjując obficie.

Clinton nie był pierwszym seksoholikiem w Białym Domu, John Kennedy nie był inny, ale za czasów JFK nikt nie ośmielił się tych spraw wyciągać. Od lat 60. obyczaje się jednak zmieniły, nikt już nikogo nie szanuje, wszystko jest łupem. Waszyngton stanowi gniazdo os, trwa nieustanne polowanie, w którym „każdy jest zwierzęciem”. W przypadku Clintonów źródłem przecieków byli ludzie, którzy mieli ich chronić – policjanci z Arkansas i agenci Secret Service z Białego Domu. Grzeszny prezydent nie mógł liczyć na nikogo, i to nie dlatego, że inni byli święci, lecz wręcz przeciwnie – usiłowali Clintona zniszczyć ze względów politycznych lub na jego upadku zarobić.

Po wyborach prezydenckich Clintonowie przybyli (1993 r.) z głębokiej, sennej prowincji, jaką było Arkansas, do stolicy, w której panowała wolna amerykanka. „Każdy jest zwierzyną, na którą się poluje, tylko z tego powodu, że jest po przeciwnej stronie” – pisał tygodnik „The New Yorker”. (Coś nam to chyba przypomina). „Zasadniczym elementem procesu politycznego nie jest pokonanie przeciwników, ale upokorzenie zdobyczy. Prasa nie jest bezstronnym sędzią, ale została uwikłana w niejasne polowanie”.

Republikanie przyjęli Clintonów w Waszyngtonie z nieukrywaną wrogością. Dzięki mocnej pozycji w Kongresie i w mediach bezlitośnie drążyli słabe punkty z przeszłości pierwszej pary, w tym podejrzane inwestycje Hillary i ekscesy obyczajowe Billa. Z komentarzy redakcyjnych poważnej konserwatywnej gazety „The Wall Street Journal” przebijała „żółć i pogarda”. Całe dwie kadencje w Białym Domu upłynęły Clintonom na walce na dwa fronty: politycznym i prywatnym. Nadzieje, że to się kiedyś skończy, były płonne.

„Panie prezydencie, za rok Bruce Lindsey (prawa ręka prezydenta – D.P.) będzie przesłuchiwany. Pańscy przyjaciele, pańska rodzina będą ścigani do krańców ziemi” – powiedział jeden z prawników. Hillary zarzucano, że jest oszustką, jemu, że jest słaby i pozostaje w jej cieniu. Napięcie było tak wielkie, że kiedy pierwsza dama wyruszyła w podróż po kraju, by propagować reformę ochrony zdrowia (co było jej zadaniem), zgodziła się założyć kamizelkę kuloodporną. Gdy w Seattle zeszła ze sceny i wsiadła do limuzyny, setki protestujących otoczyły samochód. „Zionęli nienawiścią. Agenci Secret Service aresztowali kilka osób. Znaleziono dwie sztuki broni palnej i nóż” – pisze Bernstein.

Media nie miały żadnych skrupułów. Na konferencji prasowej po spotkaniu Clintona z prezydentem Gruzji, w celu porozumienia o kontroli zbrojeń, dziennikarze nie zadawali mu pytań o politykę zagraniczną, tylko o moralność jego żony. „O osobie publicznej każdy może powiedzieć wszystko i to zostanie wydrukowane” – skarżyła się Hillary, i dziś wiemy, że dotyczy to także naszego kraju. Warto może porozumieć się co do tego, czy każda osoba znana jest „osobą publiczną”. Czy jest nią na przykład znana pianistka, profesor, dziennikarz lub piłkarz i można bezkarnie grzebać w ich życiu?

Bill i Hillary musieli przekształcić Biały Dom w twierdzę. Zatrudniali dziesiątki prawników, przeciwko nim działało pięć agencji państwowych, prokurator specjalny, znaczna część Kongresu (Hillary zeznawała przed pięcioma komisjami) i media. Wiadomo, że pierwszą ofiarą wojny jest prawda. Clinton kłamał nie raz, nawet wobec swojej żony, ona także potrafiła minąć się z prawdą. Ich prześladowcy nie byli niewiniątkami. Z czasem okazało się, że Newt Gingrich, krwiożerczy lider republikanów i obrońca wartości w Izbie Reprezentantów w okresie prezydentury Clintona, miał romans z własną pracownicą, młodszą od niego o 20 lat, dla której ostatecznie odszedł od żony. Jego następca Robert Livingston, który zasiadał w Kongresie 22 lata, spotkał się ze swoim klubem parlamentarnym i wyznał, że zdradzał żonę. „Niekiedy nie dochowywałem wierności małżeńskiej” – powiedział. Tego samego dnia, kiedy Izba rozpatrywała kwestię oskarżenia (impeachment) prezydenta, Livingston zwrócił się do Clintona: „Wyrządził pan wielkie szkody państwu. (…) Może pan ustąpić”. Gdy demokraci podnieśli rwetes, że przecież on sam przyznał się tego ranka do zdrady małżeńskiej, Livingston ogłosił, że podaje się do dymisji i wzywa prezydenta, by poszedł jego śladem.

Clinton tego nie zrobił, sondaże nie były złe, został wybrany na drugą kadencję, a następnie Hillary została senatorem z Nowego Jorku i rywalką Baracka Obamy o nominację demokratów na prezydenta. Za swoje wspomnienia otrzymała 8 mln dol. Ameryka, Biały Dom, Bill i Hillary zapłacili jednak niewiarygodnie wysoką cenę.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama